niedziela, 22 lipca 2018

Pół roku później....

Jak ja dawno do Was nie pisałam ! 
Ojej.... Już myślałam,że blog zginął śmiercią tragiczną... 

Dziś ksiądz na mszy świętej,na kazaniu mówił o tym,jak odpoczywać no i że TRZEBA odpoczywać. 
A więc postanowiłam,że dziś napiszę,cokolwiek choć kilka słów. 

Co umnie po tak długim czasie? 

No więc, była okazja do wyprowadzenia się na inne mieszkanie- większe i lepsze, ale stwierdziliśmy,iż dobrze jest nam w naszym małym dwudziestokilku metrowym mieszkanku bez normalnego podłączenia do gazu,braku grzejników ,normalnie działającej toalety i wody na prąd. 
Odstapiłam je mojej psiapsi,która dłuuuugo szukała mieszkania. 

Był królik - Ferrero ,którego sprawiłam sobie jako prezent na Walentynki ,umarł schorowany w Czerwcu,po czym w szale rozpaczy kupiłam drugiego -Zosię. 



I nie wiedzieć czemu umarła po tygodniu. 




Długa historia. 

Jak moje życie z NIM ? 
Eh, dużo by tu pisac. 
Na to chyba pozwolę sobie na kolejny post z serii ''Jak z NIM mieszkać i nie zwariować '' ;) 
Bo zwariować można dalej ;) 

Ta moja psiapsi od mieszkania ,poznała na Gadu Gadu ( helołłłłł to jeszcze w ogóle istnieje ????) chłopaka. 
I UWAGA - ON robi wszystko - od sprzątnia,gotowania,pieczenia,chodzenia do kościoła,pomagania starszym ludziom po fakt,że ma w domu świnkę morską i pakuje się na podróż lepiej niż kobieta. 

Ja się pytam gdzie są tacy faceci i skąd się oni w ogóle biorą ? 
Jakim cudem ona takiego znalazła i gdzie się on uchował,bo mało stąpa takich na tym świecie... Gatunek wymarły, bym rzekła. 

Pomimo wszystkich moich jak zwykle niefortunnych zdarzeń od minionego pół roku, tak poza tym wszystko ok. 
Życie mija,przemija,przelatuje przez palce nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak... 

Nie mam dalej pierścionka na palcu, nie jestem w ciąży, nie zmienilam pracy ani miejsca zamieszkania. 

Byłam w Anglii, a za tydzień witam mój kochany domek od dziewięciu juz lat- MEDJUGORJE. Mamusia już tam czeka na mnie,skoro zaprosiła - to teraz czeka ! 




Być może niebawem do mojej pracy przyjdzie mi ktoś do pomocy to wtedy zapowiada się,iż będę miała duuuzo wolnego i trochę urlopu i może nadrobię zaległości w pisaniu bo mam Wam mase do opowiedzenia!!! 

Tymczasem pomimo,iż zgubiłam mojego misia z którym podróżowałam jakieś 15 lat i był ze mna zawsze w Medjugorje- nawet ten fakt mnie nie przeraża i jadę.




Pomimo nieustających bóli głowy z przepracowania fizycznego i psychicznego - jadę i nie tracę nadziei na to iż,pomimo strasznego zmęczenia dam radę.
Wszystko dam radę. 
Trzeba tylko uwierzyć.
I uwierzyć w siebie. 


 Buziaki kochani moi !

Do następnego !

Aż sama zacieszam michę,że w końcu mnie tknęło do pisania tutaj !