Póki co mam dość.
Dość tego,że muszę wszystko robić razy dwa.
Prać dwa razy więcej, gotować tak samo.
O sprzątaniu już nie mówię, chodzę wycieram ,przecieram za nim i sprawdzam czy niczego mi nie poprzestawiał w inne miejsce.
Nie czuję że to moje życie ja doprowadzam do ładu i składu ,tylko przykro mówiąc -JEGO.
Bo moje jest jako tako , ale poukładane.
Nie ma czasu na chodzenie po koleżankach,załatwianie swoich spraw codziennie bo lecę do domu zrobic obiad i wymyć podłogę.
Jak taka kura domowa.
A wiecie dobrze,że taka nie jestem.
Ja chcę życia w biegu,życia z podróżami last minute, wyjścia do kina, ze znajomymi na szybkie piwko i brakiem czasu na ''mieszkanie w domu ''.
Ja to zawsze mawiałam,że ''w domu to ja tylko sypiam i piorę ''.
Jeść ,jadłam w pracy, w drodze,lub u znajomych.
Do domu wracałam o 21-22.
Zawsze.
Dzień wolnego lub półtora-wskakiwałam w pociąg lub bla bla cara i jechałam do np. Wrocławia.
Bo po co czas marnować na siedzenie w domu?
Nasiedzę się przecież na starość...
Teraz mogę siebie określić jako ''desperate housewive''- niezadowoloną wściekłą na życie kurę domową.
Teraz oficjalnie mogę przyznać ,że siedzę w domu, jem,sprzątam,gotuję,piorę,liczę rachunki, MIESZAM tu.
Tu w NASZYM DOMU.
Wróć- sprzątam i leżę i poukładać myśli nawet nie mogę bo wiecznie jest jakieś ALE i tv włączony całą dobę.
Źle mi,duszę się, nie wiem jak długo wytrzymam w tym stresie.
Niby jest dobrze, a jednak nie.
Nie mam czasu na nic cały czas, odechciało mi się pisanie bloga na amen.
Nawet zastanawiałam się po co mi to i czy tego nie zawiesić, serio.
Źle mi bardzo na serduchu i co zrobić nie wiem.
Święta za pasem i dwa urlopy.
Na jeden polecę bo mam bilet, na drugi nie wiem.
Partner coś niechetny na włajaże po świecie, a mnie trzęsie już od tego siedzenia w domu i niańczenia go i cackania się z byciem kurą domową.
Rozumiem jeszcze jaby były dzieci,ale ich nie ma i nie będzie.
Z tego całego stresu i latania za nim ze szmatą schudłam tak,że mieszczę się w swoje spodnie kupione siedem lat temu.
Generalnie mam duże wachania wagi i mam dużo ciuchów za dużych, za małych i takich ''na teraz''. Spodnie kupione około siedem lat temu to jakieś minus 10 kg co mam teraz.
Tfu,wróć, miałam.
Bo tydzień temu w nie znowu wepchałam swoję dupę.
Wszyscy mnie zaczeli zaczepiać i z pracy i ze znajomych ,w końcu gdy rodzinie kopara opadła jak mnie po dłuższym czasie zobaczyli to uwierzyłam,że schudłam.Weszłam dziś na wagę ,minus 8 kg.Ups...Coś nie tak.
A jak to choroba ?
Poszłam dziś zrobić wyniki, zobaczymy jutro co i jak.
Ale sądzę,że to stres związany ze związkiem, nic innego.
Jak do Grudnia schudnę jeszcze bardziej to zacznę się zastanawiać faktycznie czy to dla mnie jest czy wolę być sama.
Bo zdecydowanie lepiej mi było samej,bez tych wszystkich problemów.
Może jednak związek to nie dla mnie i będę do końca życia sama???
A może to tylko jesienna depresja?
Ciężko mi .
Help ratujcie !
Ulubione strony
- ''Centrum dowodzenia'' Medju
- Bęsiu
- FaceBóg
- JasonHunt król blogerów
- Karolina Ościk blog
- Medjugorje songs from Mladifest
- Najpiękniejsze świadectwo z Medju
- Najsłynniejszy blog o Medju
- Nowinki z Medju
- Oficjalna stronka Medjugorje
- Planuj wspólne podróże
- Polecam film ''W stronę morza''
- Przepisowo
- World's Toughest Job
- Wszystko co dajesz wraca
- Wszystko o filmach
- Wszystko o serialach
- Wypożycz kanapę za free
- Zostań dawcą
- Ściągaj piosenki z Festiwali
- Świadectwo Anny Golędzinowskiej
Odwiedziny
9976