poniedziałek, 22 maja 2017

Jak z NIM mieszkać i nie zwariować # 2

Życie singla.

Zaczynam się zastanawiać jak to było przedtem bo już powoli tracę pamięć.
Przychodziłam do domu, nikt na mnie nie czekał.
Gdy pracowałam np. kilkanaście dni pod rząd po kilkanaście godzin dziennie.
Jak nie zrobiłam sobie zakupów lub nie zdążyłam wejść po pracy do sklepu bo wszystko zresztą było już zamknięte, to musiałam wygrzebywać z szafek dawno zakopane rzeczy do zjedzenia.
Najczęściej jadłam na sucho płatki kukurydziane zagryzałam starym owocem zapomnianym w lodówce lub surową marchewką.

Piękne czasy.

Gdy nie robiłam zakupów przez tydzień i nie sprzątałam w mieszkaniu bo serio nie było kiedy.
Praca, sen, praca, sen.
Tyle mnie widzieli.

Gdy moim śniadaniem była herbata i w biegu brana kromka pieczywa chrupkiego gdy biegłam na przystanek – prawidłowe śniadanie było przecież konsumowane  w pracy.
Pranie nastawiane raz w miesiącu, przecież kobieta pracy i sukcesu ma tyle ciuchów, że de fakto nawet i dwa miesiące prać niczego nie musi.
Znajomi ''odwiedzani'' na messengerze na fb czy skypie, ewentualnie rozmowy telefoniczne w godzinach nocnych.

Dzień wolny był celebrowany – wyspaniem się, ogarnięciem siebie i mieszkania, potem wizytą u rodziny na koniec zakupami.
Dzień wolny wystarczał aby wszystko ogarnąć.
No tak, bo wszystko było na swoim miejscu.
Nikt nie widział jaki masz syf w mieszkaniu, nikt z niezapowiedzianą wizytą nie przychodził.

Czułam się jak wolny ptak, bez zobowiązań, bez poczucia winy, bez nerwów i stresów że to że tamto.
W nocy mogłam chodzić po mieszkaniu nago, jeść kolację o 1:00 ,pisać bloga o 3:00 nad ranem i oglądać w kółko moje ulubione seriale.
A budzik dzwonił rano 10 razy zanim się obudziłam….

Życie w związku.

Codziennie rano sprawdzam czy aby na pewno jest co zjeść na śniadanie.
Bo śniadania jadam już w domu ,budzik muszę wyciszać, chodzić na palcach rano, chodzić na zakupy co drugi dzień, chodzić do starego mieszkania po ‘’coś’’ lub zanieść ‘’coś’’.
Do przystanku mam dużo dalej niż przedtem, więc wstaję pół godziny wcześniej niż zwykle.
Co chwilę sprawdzam czy się nic nie stłukło, czy nie mam ewentualnej niespodzianki typu – nie ma chleba na rano na śniadanie.
Zakupiłam w cholerę odświeżaczy powietrza bo cały czas wydaje mi się, że śmierdzi w nowym mieszkaniu.
Sąsiedzi nie ci sami, nic zrobić nie można. 
Coś im przeszkadza, to za głośno, to to-to tamto.
Ja przekładam coś w jedno miejsce, On w drugie.
Latam jak głupia  rano szukając kluczy, wody, chusteczek i tym podobnych.
Kiedy ja wracam po popołudniówce chcę  posprzątać, popichcić czy się ogarnąć , On chce iść spać bo ma na rano do pracy.
Ja białe, On czarne.


Wszyscy mówią – dorosłe życie.
Jakie dorosłe się pytam?
Mieszkanie z drugą osobą po prostu.

Śmieję się sama do siebie codziennie… 
Bo w końcu zaczęło się cosik ‘’dziać’’ w moim życiu.
Bynajmniej nudno i monotonnie nie jest !






Brak komentarzy: