Dzisiaj nietypowo.
W ten poniedziałek 12.12.16 nasz kolega , z którym jezdzimy co roku do Medugorje miał wypadek.
Adam to trzydziestokilkuletni chłopak,aktywny członek Wspólnoty w Odnowie w duchu Świętym, nauczyciel w szkole.
Obecnie narzeczony naszej organizatorki pielgrzymek do Medju.
Adam jechał droga,chyba wpadł w poślizg,walnął przodem o drzewo,auto skasowane.
Od poniedziałku leży na neurochirurgii.
Ma krwiaka w mózgu, obustronne obtłuczenie kory mózgowej, złamana kość z tyłu głowy.
Ma problemy z pamięcią i kilka razy pyta o to samo.
Na relacji telewizyjnej, którą nam organizatorka podesłała ( z prośbą o modlitwę ) była mowa o tym,że miał bransoletkę z napisem : ''Jestem cukrzykiem''.
My wiemy i Ona też, co było z drugiej strony napisane...
''Co zrobiłby Jezus ?''.
Teraz moje pytanie do Was.
A co My zrobimy ?
Obdzwoniłam już dziś pół Polski, do kogo mail nie dotarł - z prośbą o modlitwę.
Właśnie zamówiłam mszę w jego intencji u mojego najlepszego przyjaciela - przyszłego księdza, tzn w jego parafii.
Proszę Was o modlitwę,albo nie lepiej różaniec,całe 5 dziesiątek.
Pamiętam uśmiech Adama jak wracaliśmy ze mszy w Medju ,pamiętam jak się razem na placu modliliśmy.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie teraz go w szpitalu,pod rurkami.
Podniesmy całe niebo i szturmem módlmy się za mojego kolegę,aby wyszedł z tego szpitala zdrowy,wyleczony.
Dziękuję wszystkim.
M.
Ulubione strony
- ''Centrum dowodzenia'' Medju
- Bęsiu
- FaceBóg
- JasonHunt król blogerów
- Karolina Ościk blog
- Medjugorje songs from Mladifest
- Najpiękniejsze świadectwo z Medju
- Najsłynniejszy blog o Medju
- Nowinki z Medju
- Oficjalna stronka Medjugorje
- Planuj wspólne podróże
- Polecam film ''W stronę morza''
- Przepisowo
- World's Toughest Job
- Wszystko co dajesz wraca
- Wszystko o filmach
- Wszystko o serialach
- Wypożycz kanapę za free
- Zostań dawcą
- Ściągaj piosenki z Festiwali
- Świadectwo Anny Golędzinowskiej
Odwiedziny
9928
środa, 14 grudnia 2016
piątek, 9 grudnia 2016
Zimowe przemyślenia
Zaczepiacie mnie i mówicie,że piszę o samych smutnych rzeczach.
A sumie racja,nic aż tak szczęśliwego mnie nie spotyka.
Nie uważam siebie za osobę , która ma szczęście.
Zawsze,od lat, tak było.
Czasami zastanawiam się jak to jest mieć to co się chce,czuć to szczęście w środku.
Kiedy wiesz, że to jest to, ten etap-moment w życiu.
Pamiętam jednego z moich byłych, to z nim czułam się ''szczęśliwa'', więc nie śmiem twierdzić i inni także, że nie odczułam poczucia szczęścia.
Odczułam,nie do końca, nie na sto procent ale odczułam.
On mi mówił,że mnie kocha,cały czas.
Nosił mnie na barana, na rękach,całował po stopach.
Byłam z nim prawie 24/7, wszystko robilismy razem,nie przejmowaliśmy się problemami,pracą,niczym.
Ale to było jeszcze ''za gówniarza'' jak to mawiamy.
Gdy jestem zapłakana zawsze to wspomnienie mi miga przed oczami i ryczę jeszcze bardziej.
Teraz odczuć to wszystko w tym zawirowanym świecie jest ciężko.Praca,problemy i tak w kółko.
Od ponad miesiąca źle się czuję,zreszta gdzieś tam chyba brzdęknęłam o tym u siebie na fb.
mój fejsbuczek
Zamotałam się jak najęta w promowanie siebie na insta przez cały Listopad
mój instagramik
teraz w przygotowania świąteczne w pracy na sezon, a w domu wieczorami siedzę i ryczę nad tym bezlitosnym życiem.
Siedzę i czekam.
Czekam,zegarek tyka.
Czekam na to coś co miało się stać dawno temu, coś co ruszyło z wiatrem po mojej trzydziestce na karku i chyba się jednak nie doczekam.
A tak pięknie miał byc ten rok zakończony.
Miały być zmiany na lepsze.
W sumie jeszcze 22 dni zostały.
Próbuję posklecać jakies urywki postów,które gdzies tam,kiedys tam naskrobałam w kajeciku.
Nie mam siły.
Miała być kolejna podróż w Grudniu, nie ma jej , bo leżę chora w domu.
A bilet praktycznie kupiony był,wsio przygotowane.
Życie nas czasami tak doświadcza,że nawet po kilku lub kilkunastu latach człowiek do kupy się nie może pozbierać.
Najgorzej gdy dowiadujesz się wielu nieprzyjemnych rzeczy naraz, o których powinnaś wiedzieć x czasu temu. W moim ukochanym okresie przed światecznym, wydaje mi się to końcem życia.
I jeszcze na sam koniec dodam,że w tym stanie załamania obejrzałam przypadkowy film i rycze jak najęta od dwóch godzin.
W tym wszystkim znowu powtarzam słowa babci :
''Ciesz się,że masz nogi,ręce,że czujesz,widzisz (... )''.
Polecam serdecznie ( chyba na jeszcze większą nostalgię )
''Zanim się pojawiłeś ''
I wedle zdjęcia , któa załączam, naprawdę próbuję to robić.
A sumie racja,nic aż tak szczęśliwego mnie nie spotyka.
Nie uważam siebie za osobę , która ma szczęście.
Zawsze,od lat, tak było.
Czasami zastanawiam się jak to jest mieć to co się chce,czuć to szczęście w środku.
Kiedy wiesz, że to jest to, ten etap-moment w życiu.
Pamiętam jednego z moich byłych, to z nim czułam się ''szczęśliwa'', więc nie śmiem twierdzić i inni także, że nie odczułam poczucia szczęścia.
Odczułam,nie do końca, nie na sto procent ale odczułam.
On mi mówił,że mnie kocha,cały czas.
Nosił mnie na barana, na rękach,całował po stopach.
Byłam z nim prawie 24/7, wszystko robilismy razem,nie przejmowaliśmy się problemami,pracą,niczym.
Ale to było jeszcze ''za gówniarza'' jak to mawiamy.
Gdy jestem zapłakana zawsze to wspomnienie mi miga przed oczami i ryczę jeszcze bardziej.
Teraz odczuć to wszystko w tym zawirowanym świecie jest ciężko.Praca,problemy i tak w kółko.
Od ponad miesiąca źle się czuję,zreszta gdzieś tam chyba brzdęknęłam o tym u siebie na fb.
mój fejsbuczek
Zamotałam się jak najęta w promowanie siebie na insta przez cały Listopad
mój instagramik
teraz w przygotowania świąteczne w pracy na sezon, a w domu wieczorami siedzę i ryczę nad tym bezlitosnym życiem.
Siedzę i czekam.
Czekam,zegarek tyka.
Czekam na to coś co miało się stać dawno temu, coś co ruszyło z wiatrem po mojej trzydziestce na karku i chyba się jednak nie doczekam.
A tak pięknie miał byc ten rok zakończony.
Miały być zmiany na lepsze.
W sumie jeszcze 22 dni zostały.
Próbuję posklecać jakies urywki postów,które gdzies tam,kiedys tam naskrobałam w kajeciku.
Nie mam siły.
Miała być kolejna podróż w Grudniu, nie ma jej , bo leżę chora w domu.
A bilet praktycznie kupiony był,wsio przygotowane.
Życie nas czasami tak doświadcza,że nawet po kilku lub kilkunastu latach człowiek do kupy się nie może pozbierać.
Najgorzej gdy dowiadujesz się wielu nieprzyjemnych rzeczy naraz, o których powinnaś wiedzieć x czasu temu. W moim ukochanym okresie przed światecznym, wydaje mi się to końcem życia.
I jeszcze na sam koniec dodam,że w tym stanie załamania obejrzałam przypadkowy film i rycze jak najęta od dwóch godzin.
W tym wszystkim znowu powtarzam słowa babci :
''Ciesz się,że masz nogi,ręce,że czujesz,widzisz (... )''.
Polecam serdecznie ( chyba na jeszcze większą nostalgię )
''Zanim się pojawiłeś ''
I wedle zdjęcia , któa załączam, naprawdę próbuję to robić.
niedziela, 13 listopada 2016
Czy jesteś tym kim jesteś ? Czy tym kimś, kim ktoś chce żebyś był ?
Odwieczne pytanie każdego z Nas.
Spełniasz swoje marzenia,czy marzenia swoich rodziców ?
Czyim życiem żyjesz ?
Ja do niedawna żyłam mojej mamy.
Chciała, żebym poszła na studia,poszłam.
Chciała na ten kierunek,poszłam,nie dostałam się.
I tu się zaczęło.
Dokładnie dwanaście lat temu. ciężko jest o tym pisać.
Zaczęłam jej marzenia lekko naciagać, zmieniać,buntować się.
Bo przecież to moje życie! No ej.
Przypomina mi to program - ''Czy wiesz co jesz i co kupujesz?''.
No właśnie, wiesz? Czy jesteś na to gotowy/gotowa ?
Na to co kupujesz dla swojego życia?
Nie chciała ,abym kiedykolwiek miała dzieci,a ona wnuki.
Zaczęłam brać tabletki.
Nie chciała widzieć żadnego faceta w domu.
Spotykałam się z nimi po kryjomu.
Nie chciała ,aby ktokolwiek przychodził do domu.
Chodziłam Ja do koleżanek.
Chciała ,abym była najlepsza w klasie.
Byłam.
Uczyła się kilku języków.
Robiłam to.
Odwróciła się od kilku osób.
Było,tak jak chciała.
Miałam alergię,astmę,więc polerowała dom jak jajko.
Chciała dla mnie męża lekarza lub biznesmena,aby miał dużo pieniędzy a ja miałabym de fakto siedzieć na dupie i wydawać jego pieniądze.
Nie zajmowała się mną, Ona tylko mówiła co mam robić.
Krzyczała.
Słuchałam się.
Dwanaście lat temu wszystko się zaczęło.
To nie był młodzieńczy bunt, to było nagłe zachłysnięcie się prawdziwym życiem.
Prawdziwymi ludźmi,prawdziwymi problemami i cięzkimi decyzjami życiowymi do podjęcia.
Wtedy zrozumiałam.
Wt.? To moje życie! Co ja robię?
Znajomi teraz mówią - ''ooo wychowałaś sobie Ją?''
Nie, to nie to, to brzydkie słowo.Bo matka na zawsze będzie Twoją matką.
Po prostu nauczyłam się jak żyć po swojemu.
No, może nie do końca, jestem powiedzmy - na ostatnim etapie cięzkiej drogi prowadzącej do końca długiej prostej.
Bo poszłam na inne studia, na złość jej, które okazały się trafione.
Poszłam na mgr,potem było źle, bo jeszcze doktorat miałam robić przecież.
Poszłam do pracy bo sytucja mnie do tego zmusiła.
Wyprowadzałam się z domu niejednokrotnie, bo miałam dość tego,że każdy chciał sterowac moim życiem, a Ja nie wiedziałam jak z tego wybrnąć.
Jaki cel sobie postawić i dążyć do niego , bo dosłownie było tych celów za dużo ... !
Metodą małych kroczków,latami, małych kroczków.
Biznesmena ani lekarza nie było.
A mi o dziwo tak spodobało się pracowanie,a zwłaszcza teraz , bo to co robię - to kocham i okazało się,iz pracoholik ze mnie.
Jeszcze wszyscy w okół mnie doprowadzający mnie do szału - ''kiedy ty masz czas na blogowanie ?''. Najlepsze są i tak teksty pt. ''A to ty wróciłaś już z za granicy? Mieszkasz tu od roku ? Serio.Nie widać ciebie na mieście ?''.
Tiaaa.Bo cięzko haruję,żeby mieć to co mam!
Często będąc ostatnio bywalczynią szpitali niestety.
Miało być pozytywnie a tak jakoś smutnawo się tu zrobiło.
Czasami mi się nie chce.
Blogować ,robić zdjęć,zapominam się.
Ale to tak każdy z Nas ma, więć siebie nie winię,że jestem taka czy owaka i pluję sobie w twarz.
Nie. Nie przejmuję się też tym co mówią o mnie inni:
- bogata , bo ciagle wrzuca nowe zdjęcia ze swoich podróży
- zadzierająca nosa, no nie - ja po prostu nie mam czasu jak wyjdę z domu spojrzeć się w świat przed siebie ,a w głowie gonitwa myśli
- wiecznie na telefonie - wybaczcie no ej ale taki zawód ;)
- nie mająca na nic czasu -tiaaa, dalej myslę,że doba 72 a nie 48 powinna trwać,nie mogę się z niczym nigdy wyrobić itp itd
Jestem dużo szczęśliwsza od momentu , gdy wyrzuciłam ze znajomych na fb i z życia pewne osoby, które wiecznie mówiły mi - ''Maja - zacznij zyć własnym życiem,a nie naszym ''.
Do końca życia zapamiętam słowa pewnych dwóch eks psiapsiółek.
Ha, zaczęłam żyć.
Wywaliłam was ze swojego życia.
Od razu lepiej.
Namieszałam w tym swoim trzydziestoletnim życiu jak cholera.
I uwierzcie mi, nie zrobiłabym tego drugi raz .
Moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej,gdybym wcześniej znała dwa fakty z mojego życia , które zatajono przede mną.
Z miłą chęcią wróciłabym do lat - nastu i zrobiła to zupełnie inaczej.
Ale każdy tak przecież może powiedzieć, co nie? Każdy by tak chciał.
Tylko zastanawia mnie fakt, czy aby na bank w swoim życiu spotkałabym te osoby , na których mi bardzo zależy ,które mnie nie zawiodły i zostały ze mną pomimo wielu kryzysów i wyjazdów za granicę ?
Bo prawdziwego przyjaciela poznaje się w biedzie.
Mam co mam i to co chciałam .Tak się mówi niby o swoim życiu. no tżz nie do końca.
Mam to co chcieli INNI.
Ja to tylko naprowadziłam na moje rozumowanie i na mój świat.
Tyle lat minęło, a ja juz prawie jestem na dobrej prostej.
Wszystkie strefy mojego życia się naprawiły.
Chcę budzić się rano z uśmiechem na twarzy, obok faceta, którego kocham, w swoim domu i z wiedzą ,że mam dobra pracę którą kocham, a blogowanie to nie tylko pasja ale też ludzie którzy mnie czytają i wierzą we mnie i są przy mnie. Oraz mam wspaniałych przyjaciół, którzy zawsze mi pomogą.
A marzenia moje ?
Spełnią się też kiedyś.
Dwa się już spełniły to dalsze nie mogą? Oczywiście,że mogą.
Trzeba tylko chcieć. Tak jak trzeba chcieć zmienić siebie,swoje życie, towarzystwo i śodowisko w jakim się obraca. A przede wszystkim swoje myślenie !
Dwanaście lat temu myślałam,że nie będę tego potrafiła zrobić. A patrzcie zrobiłam.
Udało mi się. I kocham siebie za to jaka jestem ,inni mnie podobno też za to kochają.
Pozdrawiam niedowiarków .
''Be who you want to become ''Young Carrie Bradshow
And believe in yourself !
Spełniasz swoje marzenia,czy marzenia swoich rodziców ?
Czyim życiem żyjesz ?
Ja do niedawna żyłam mojej mamy.
Chciała, żebym poszła na studia,poszłam.
Chciała na ten kierunek,poszłam,nie dostałam się.
I tu się zaczęło.
Dokładnie dwanaście lat temu. ciężko jest o tym pisać.
Zaczęłam jej marzenia lekko naciagać, zmieniać,buntować się.
Bo przecież to moje życie! No ej.
Przypomina mi to program - ''Czy wiesz co jesz i co kupujesz?''.
No właśnie, wiesz? Czy jesteś na to gotowy/gotowa ?
Na to co kupujesz dla swojego życia?
Nie chciała ,abym kiedykolwiek miała dzieci,a ona wnuki.
Zaczęłam brać tabletki.
Nie chciała widzieć żadnego faceta w domu.
Spotykałam się z nimi po kryjomu.
Nie chciała ,aby ktokolwiek przychodził do domu.
Chodziłam Ja do koleżanek.
Chciała ,abym była najlepsza w klasie.
Byłam.
Uczyła się kilku języków.
Robiłam to.
Odwróciła się od kilku osób.
Było,tak jak chciała.
Miałam alergię,astmę,więc polerowała dom jak jajko.
Chciała dla mnie męża lekarza lub biznesmena,aby miał dużo pieniędzy a ja miałabym de fakto siedzieć na dupie i wydawać jego pieniądze.
Nie zajmowała się mną, Ona tylko mówiła co mam robić.
Krzyczała.
Słuchałam się.
Dwanaście lat temu wszystko się zaczęło.
To nie był młodzieńczy bunt, to było nagłe zachłysnięcie się prawdziwym życiem.
Prawdziwymi ludźmi,prawdziwymi problemami i cięzkimi decyzjami życiowymi do podjęcia.
Wtedy zrozumiałam.
Wt.? To moje życie! Co ja robię?
Znajomi teraz mówią - ''ooo wychowałaś sobie Ją?''
Nie, to nie to, to brzydkie słowo.Bo matka na zawsze będzie Twoją matką.
Po prostu nauczyłam się jak żyć po swojemu.
No, może nie do końca, jestem powiedzmy - na ostatnim etapie cięzkiej drogi prowadzącej do końca długiej prostej.
Bo poszłam na inne studia, na złość jej, które okazały się trafione.
Poszłam na mgr,potem było źle, bo jeszcze doktorat miałam robić przecież.
Poszłam do pracy bo sytucja mnie do tego zmusiła.
Wyprowadzałam się z domu niejednokrotnie, bo miałam dość tego,że każdy chciał sterowac moim życiem, a Ja nie wiedziałam jak z tego wybrnąć.
Jaki cel sobie postawić i dążyć do niego , bo dosłownie było tych celów za dużo ... !
Metodą małych kroczków,latami, małych kroczków.
Biznesmena ani lekarza nie było.
A mi o dziwo tak spodobało się pracowanie,a zwłaszcza teraz , bo to co robię - to kocham i okazało się,iz pracoholik ze mnie.
Jeszcze wszyscy w okół mnie doprowadzający mnie do szału - ''kiedy ty masz czas na blogowanie ?''. Najlepsze są i tak teksty pt. ''A to ty wróciłaś już z za granicy? Mieszkasz tu od roku ? Serio.Nie widać ciebie na mieście ?''.
Tiaaa.Bo cięzko haruję,żeby mieć to co mam!
Często będąc ostatnio bywalczynią szpitali niestety.
Miało być pozytywnie a tak jakoś smutnawo się tu zrobiło.
Czasami mi się nie chce.
Blogować ,robić zdjęć,zapominam się.
Ale to tak każdy z Nas ma, więć siebie nie winię,że jestem taka czy owaka i pluję sobie w twarz.
Nie. Nie przejmuję się też tym co mówią o mnie inni:
- bogata , bo ciagle wrzuca nowe zdjęcia ze swoich podróży
- zadzierająca nosa, no nie - ja po prostu nie mam czasu jak wyjdę z domu spojrzeć się w świat przed siebie ,a w głowie gonitwa myśli
- wiecznie na telefonie - wybaczcie no ej ale taki zawód ;)
- nie mająca na nic czasu -tiaaa, dalej myslę,że doba 72 a nie 48 powinna trwać,nie mogę się z niczym nigdy wyrobić itp itd
Jestem dużo szczęśliwsza od momentu , gdy wyrzuciłam ze znajomych na fb i z życia pewne osoby, które wiecznie mówiły mi - ''Maja - zacznij zyć własnym życiem,a nie naszym ''.
Do końca życia zapamiętam słowa pewnych dwóch eks psiapsiółek.
Ha, zaczęłam żyć.
Wywaliłam was ze swojego życia.
Od razu lepiej.
Namieszałam w tym swoim trzydziestoletnim życiu jak cholera.
I uwierzcie mi, nie zrobiłabym tego drugi raz .
Moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej,gdybym wcześniej znała dwa fakty z mojego życia , które zatajono przede mną.
Z miłą chęcią wróciłabym do lat - nastu i zrobiła to zupełnie inaczej.
Ale każdy tak przecież może powiedzieć, co nie? Każdy by tak chciał.
Tylko zastanawia mnie fakt, czy aby na bank w swoim życiu spotkałabym te osoby , na których mi bardzo zależy ,które mnie nie zawiodły i zostały ze mną pomimo wielu kryzysów i wyjazdów za granicę ?
Bo prawdziwego przyjaciela poznaje się w biedzie.
Mam co mam i to co chciałam .Tak się mówi niby o swoim życiu. no tżz nie do końca.
Mam to co chcieli INNI.
Ja to tylko naprowadziłam na moje rozumowanie i na mój świat.
Tyle lat minęło, a ja juz prawie jestem na dobrej prostej.
Wszystkie strefy mojego życia się naprawiły.
Chcę budzić się rano z uśmiechem na twarzy, obok faceta, którego kocham, w swoim domu i z wiedzą ,że mam dobra pracę którą kocham, a blogowanie to nie tylko pasja ale też ludzie którzy mnie czytają i wierzą we mnie i są przy mnie. Oraz mam wspaniałych przyjaciół, którzy zawsze mi pomogą.
A marzenia moje ?
Spełnią się też kiedyś.
Dwa się już spełniły to dalsze nie mogą? Oczywiście,że mogą.
Trzeba tylko chcieć. Tak jak trzeba chcieć zmienić siebie,swoje życie, towarzystwo i śodowisko w jakim się obraca. A przede wszystkim swoje myślenie !
Dwanaście lat temu myślałam,że nie będę tego potrafiła zrobić. A patrzcie zrobiłam.
Udało mi się. I kocham siebie za to jaka jestem ,inni mnie podobno też za to kochają.
Pozdrawiam niedowiarków .
''Be who you want to become ''Young Carrie Bradshow
And believe in yourself !
wtorek, 1 listopada 2016
Ciepłe Londyńskie metro
Odkąd pamiętam pluję sobie w brodę gdy wchodzę do londyńskiego metra.
Przyjeżdżam do Londynu,ubrana normalnie.
Mam na myśli adekwatnie do pogody na zewnatrz.
Wychodzę z pociągu,latam po stacji,schody,schody i jeszcze raz schody.
Przerzucam się ze stacji pociagowej Overground do Underground.
Wchodzę do metra.Ogarnia mnie ciepełko.
I zaduch.
Czekam na stacji na metra.Jest mi już ehem - ciepło.
Podjeżdża.
Wsiadam.
I zastanwiam się za każdym razem,czemu ludzie są tak ''zimno'' poubierani.
Krótkie rękawki,brak kurtki,defakto nawet i japonki. Helloł, mamy Listopad!
Pocę się gorzej niż świnia na wybiegu.
Wysiadam.
Dreptam,żeby się przesiąść w następną linie.
Wchodze po schodach,potem jadę ruchomymi schodami,idę na kolejna stację.
Wsiadam do następnego.
Czuję jak pot spływa mi po plecach,po twarzy i po tyłku.
Gdy tylko wychodze na zewnątrz zastanawiam się jak to ludzie tutaj wytrzymują.
W Londynie jest skwar, zaduch.Brak powietrza w moich płucach jest bardzo odczuwalny.
Wiem,duże miasto,duże zanieczyszczenie, a temperatura odczuwalna jest zawsze większa niż w mniejszych miastach czy wsiach.
Tutaj jest zawsze ciepło.
Tymbardziej w centrum gdzie zagęszczenie ludzi jest masakryczne.
Lecę do sklepu, załóżmy do cztero poziomowego Primarka.
Rozbudowali go w tym roku, u la la.
Teraz to serio zgubic się można.
Zazwyczaj spędzam tam od dwóch do trzech godzin.
Tym razem wytrzymuję godzinę.
Czułam jak każda możliwa część mojego ciała przykleja się po kolei do ciuchów.
Nie daję rady i rozbieram się z bluzy i kurtki i ładuję ją do kosza na zakupy. Uff, trochę lepiej. Najchętniej to bym się do gaci rozebrała,ale nie wypada.
Stojąc w ogromniastej kolejce, już wycieram twarz chusteczkami, abym przy kasie nie wyglądała jak roztopiony serek topiony z Biedry.
Wychodząc ze sklepu marzę o tym,aby wejść do zamrażalki.
A tu jeszcze droga powrotna !
Znowu metro,niekończące się schody i różne różniaste przejścia pomiędzy stacjami,no a potem znowu pociąg.
Myślę,że gdybym tu mieszkała dłużej to jakoś bym się przyzwyczaiła…
Pozatym wtedy na bank ubierałabym się troszkę lżej.
Pomimo wszystko kocham to miasto.
I zawsze będę z miłą chęcia do niego wracać.
Maybe, oh maybe,someday,i will again move in here.
Sweaty London girl
xoxo
Przyjeżdżam do Londynu,ubrana normalnie.
Mam na myśli adekwatnie do pogody na zewnatrz.
Wychodzę z pociągu,latam po stacji,schody,schody i jeszcze raz schody.
Przerzucam się ze stacji pociagowej Overground do Underground.
Wchodzę do metra.Ogarnia mnie ciepełko.
I zaduch.
Czekam na stacji na metra.Jest mi już ehem - ciepło.
Podjeżdża.
Wsiadam.
I zastanwiam się za każdym razem,czemu ludzie są tak ''zimno'' poubierani.
Krótkie rękawki,brak kurtki,defakto nawet i japonki. Helloł, mamy Listopad!
Pocę się gorzej niż świnia na wybiegu.
Wysiadam.
Dreptam,żeby się przesiąść w następną linie.
Wchodze po schodach,potem jadę ruchomymi schodami,idę na kolejna stację.
Wsiadam do następnego.
Czuję jak pot spływa mi po plecach,po twarzy i po tyłku.
Gdy tylko wychodze na zewnątrz zastanawiam się jak to ludzie tutaj wytrzymują.
W Londynie jest skwar, zaduch.Brak powietrza w moich płucach jest bardzo odczuwalny.
Wiem,duże miasto,duże zanieczyszczenie, a temperatura odczuwalna jest zawsze większa niż w mniejszych miastach czy wsiach.
Tutaj jest zawsze ciepło.
Tymbardziej w centrum gdzie zagęszczenie ludzi jest masakryczne.
Lecę do sklepu, załóżmy do cztero poziomowego Primarka.
Rozbudowali go w tym roku, u la la.
Teraz to serio zgubic się można.
Zazwyczaj spędzam tam od dwóch do trzech godzin.
Tym razem wytrzymuję godzinę.
Czułam jak każda możliwa część mojego ciała przykleja się po kolei do ciuchów.
Nie daję rady i rozbieram się z bluzy i kurtki i ładuję ją do kosza na zakupy. Uff, trochę lepiej. Najchętniej to bym się do gaci rozebrała,ale nie wypada.
Stojąc w ogromniastej kolejce, już wycieram twarz chusteczkami, abym przy kasie nie wyglądała jak roztopiony serek topiony z Biedry.
Wychodząc ze sklepu marzę o tym,aby wejść do zamrażalki.
A tu jeszcze droga powrotna !
Znowu metro,niekończące się schody i różne różniaste przejścia pomiędzy stacjami,no a potem znowu pociąg.
Myślę,że gdybym tu mieszkała dłużej to jakoś bym się przyzwyczaiła…
Pozatym wtedy na bank ubierałabym się troszkę lżej.
Pomimo wszystko kocham to miasto.
I zawsze będę z miłą chęcia do niego wracać.
Maybe, oh maybe,someday,i will again move in here.
Sweaty London girl
xoxo
czwartek, 27 października 2016
Czy umiesz odpoczywać ?
Przyleciałam do Anglii, szczęśliwa,iż nareszcie mega odpocznę.
Przywitałam się na parkingu tekstem : ''I am at home''.
Wyspię się,nic nie będę robić,nigdzie wychodzic,leżęć dupą do góry.
Tymczasem.
Realia są inne.
Wstaję punktualnie o 7:50, o 9:00 jestem gotowa do działania. A tu nic do roboty !
Pokrzątam się po kuchni i idę znowu leżeć. Oglądam moje telenowele.
Nic nie robię dalej,przewracam się z boku na boku myśląć cały czas o mojej pracy i o tym jak sobie beze mnie radzą. Nie potrafię skupić się na niczym,przeglądam fb,insta,snapa.
Byłam na jedzeniowym shoppingu. Byłam w Londynie w Primarku. Spotkałam się ze znajomymi,nic mnie nie cieszy.
Cholera.
To ja pracoholik.
Co chwilę piszę do pracy,każę sprawdzać wszystko,pytam co i jak. Minął już tydzień, a ja nawet jednej strony książki nie przeczytałam. Ani jednego posta nie napisałam. Porządki na laptopie dalej czekają na moją wenę.
Siedzę i się zamartwiam.
Kiedy ja odpocznę?
Miałam robić masę zdjęć aby mieć póxniej materiały do przyszłych postów.
Myślicie,że je robię ?
Oczywiście,że nie. Głupie pytanie.
Nosa z domu praktycznie nie wynurzam.
W sklepach pełno świątecznych gadżetów, nawet one mnie nie cieszą i nie wywołują uśmiechu na twarzy. Wszyscy znajomi, którzy do mnie piszą krzyczą na mnie- zacznij odpoczywać nie martw się tyle ! Świat się bez Ceibie w pracy nie zawali !
Wieczorem nie mam nawet ochoty na angielskiego Strongbow cider, którego defakto ubóstwiam i piję hektolitrami gdy tylko wracam do domu do Angli.
Wizja przekroczenia budżetu zakupowego też nie zwaliła mnie z nóg,kupuję dalej ( nie wiem jak się zmieszczę w walizkę ) bez żadnych ochów i achów.
Taka bleee się czuję.
Taka wycyckana z emocji , z wizji tego odpoczynku.
Taka nijakaś.
Zastanawiam się czy jakbym pojechała do ciepłego kraju, tak jak to sobie obiecałam, też bym tak się czuła...???
Przywitałam się na parkingu tekstem : ''I am at home''.
Wyspię się,nic nie będę robić,nigdzie wychodzic,leżęć dupą do góry.
Tymczasem.
Realia są inne.
Wstaję punktualnie o 7:50, o 9:00 jestem gotowa do działania. A tu nic do roboty !
Pokrzątam się po kuchni i idę znowu leżeć. Oglądam moje telenowele.
Nic nie robię dalej,przewracam się z boku na boku myśląć cały czas o mojej pracy i o tym jak sobie beze mnie radzą. Nie potrafię skupić się na niczym,przeglądam fb,insta,snapa.
Byłam na jedzeniowym shoppingu. Byłam w Londynie w Primarku. Spotkałam się ze znajomymi,nic mnie nie cieszy.
Cholera.
To ja pracoholik.
Co chwilę piszę do pracy,każę sprawdzać wszystko,pytam co i jak. Minął już tydzień, a ja nawet jednej strony książki nie przeczytałam. Ani jednego posta nie napisałam. Porządki na laptopie dalej czekają na moją wenę.
Siedzę i się zamartwiam.
Kiedy ja odpocznę?
Miałam robić masę zdjęć aby mieć póxniej materiały do przyszłych postów.
Myślicie,że je robię ?
Oczywiście,że nie. Głupie pytanie.
Nosa z domu praktycznie nie wynurzam.
W sklepach pełno świątecznych gadżetów, nawet one mnie nie cieszą i nie wywołują uśmiechu na twarzy. Wszyscy znajomi, którzy do mnie piszą krzyczą na mnie- zacznij odpoczywać nie martw się tyle ! Świat się bez Ceibie w pracy nie zawali !
Wieczorem nie mam nawet ochoty na angielskiego Strongbow cider, którego defakto ubóstwiam i piję hektolitrami gdy tylko wracam do domu do Angli.
Wizja przekroczenia budżetu zakupowego też nie zwaliła mnie z nóg,kupuję dalej ( nie wiem jak się zmieszczę w walizkę ) bez żadnych ochów i achów.
Taka bleee się czuję.
Taka wycyckana z emocji , z wizji tego odpoczynku.
Taka nijakaś.
Zastanawiam się czy jakbym pojechała do ciepłego kraju, tak jak to sobie obiecałam, też bym tak się czuła...???
sobota, 15 października 2016
Tekst , który chce usłyszeć każda kobieta od faceta: ''chcę poznać Twoich rodziców ''
--- > Wersja damska < ---
Zdjęcie od : Paulina Dworniczek Fotografia
Nastaje ten dzień ,kiedy facet chce poznać Twoich rodziców.
Nie macie przecież już dwudziestu lat i nie będziecie chodzić trzymając się za ręce w te i nazad po ulicy.
Ale przecież się ukrywacie.Od lat.Nie były wam wcześniej potrzebne ceremoniały,zresztą sami się zapieraliście ,że prawdopodobieństwo bycia razem na poważnie to jakiś 1%.
Któregoś razu trzaska do Ciebie : ‘’To co w Listopadzie poznam Twoich rodziców’’.
A Ty przecież nigdy przenigdy nie byłaś w poważnym związku , nie poznałaś żadnej mamy/ojca/rodzeństwa.
Boisz się.A jak mnie nie polubią ?
I w ogóle szok,nadzwyczajny etap w Twoim życiu .
Wiadomo - kobiety czują zawsze więcej ,ale teraz to ten Pan oszalał, tak ni z gruszki ni z pietruszki.
Któregoś wieczoru wypala z tekstem ‘’daj przyszłemu mężowi buzi ‘’.
Potem : ‘’ teraz to może nie, ale za cztery lata dzieci –tak ‘’.
Ręce ci drętwieją, robisz się cała zimna,ON proponuje, że ogrzeje ci ręce.
Kilka godzin później pyta czy nosisz srebro,bo właśnie przechodził niedawno obok sklepu jubilerskiego i rzuciły mu się w oczy piękne kolczyki w kształcie kółek.
Przed snem zdajesz sobie sprawę ,że twój mózg przetworzył wszystko i wysyła ci sygnał – help !
Boisz się .
Jak cholera.
ON chce poznać Twoich rodziców.
ON chce ,żebyś kiedyś była jego żoną.
ON chce mieć z Tobą dzieci.
P.S
ON się zamierza oświadczyć lada moment! – srebro,jubilerski, kolczyki kółka ? jasne.
A ON się pytał, czemu nagle serce zaczęło Ci walić jak szalone i humor zgasł szybciej od żarówki. Twoje serducho już podświadomie wiedziało co jest grane ale umysł nie zdążył jeszcze przetworzyć wszystkich informacji.
Tak , wtedy się przestraszyłaś.
Obgryzanie paznokci u rąk to bajka- Ty obgryzasz już te u stóp.
Zadajesz sobie w głowie pytanie :
Czy to TEN jeden jedyny ?
Czy to z Nim chcę spędzić resztę życia?
Czy wytrzymam z Jego pedantycznymi nawykami ?
Czy ON na bank wytrzyma z moimi ?
Czy przetrwamy to wszystko razem ?
Kumpelka wysłała wiadomość :
‘’Nie bój się! Bierz to co życie Ci daje.Może to Ten jeden jedyny ? Kocha Ciebie taka jaka jesteś, nie karze się zmieniać, ogląda z tobą Twój boks. W końcu postanowił zaprosić Ciebie do swojego życia! – przyjmij to zaproszenie ! życie i tak wszystko zweryfikuje ‘’.
Fakt:
ON wie,że kupujesz cztery pary kolczyków miesięcznie i ponad życie kochasz ‘’M jak miłość ‘’ i musisz ale to musisz koniecznie obejrzeć każdy odcinek plus powtórkę i jeszcze wszystkie dodatki.A wieczorem obgadać odcinek z kumplem gejem przez skypa.
ON też zdaje sobie sprawę ,że wytrzymanie z jego pedantycznym układaniem ręczników w łazience,układaniem pościeli rano i pichceniem o 1 w nocy to mało która by wytrzymała.
I każdemu wsio pasuje.
Denerwujecie się na siebie nawzajem, ale się kochacie i kłócicie jak stare małżeństwo,czyż nie jest tak ?
Samotność czy związek ?
Być albo nie być ?
Szrajbowałam o samotności ostatnio :
Związki czy to takie trudne ?
Samotnik w związku z samotniczką
A teraz co panienka z okienka ma zrobić ?
Believe you can.And You can do it !
Trzymajcie kciuki .
CDN...
Dzięki za inspirację Mr D. , B. od K.W i M. od Paolki
Zdjęcie od : Paulina Dworniczek Fotografia
Nastaje ten dzień ,kiedy facet chce poznać Twoich rodziców.
Nie macie przecież już dwudziestu lat i nie będziecie chodzić trzymając się za ręce w te i nazad po ulicy.
Ale przecież się ukrywacie.Od lat.Nie były wam wcześniej potrzebne ceremoniały,zresztą sami się zapieraliście ,że prawdopodobieństwo bycia razem na poważnie to jakiś 1%.
Któregoś razu trzaska do Ciebie : ‘’To co w Listopadzie poznam Twoich rodziców’’.
A Ty przecież nigdy przenigdy nie byłaś w poważnym związku , nie poznałaś żadnej mamy/ojca/rodzeństwa.
Boisz się.A jak mnie nie polubią ?
I w ogóle szok,nadzwyczajny etap w Twoim życiu .
Wiadomo - kobiety czują zawsze więcej ,ale teraz to ten Pan oszalał, tak ni z gruszki ni z pietruszki.
Któregoś wieczoru wypala z tekstem ‘’daj przyszłemu mężowi buzi ‘’.
Potem : ‘’ teraz to może nie, ale za cztery lata dzieci –tak ‘’.
Ręce ci drętwieją, robisz się cała zimna,ON proponuje, że ogrzeje ci ręce.
Kilka godzin później pyta czy nosisz srebro,bo właśnie przechodził niedawno obok sklepu jubilerskiego i rzuciły mu się w oczy piękne kolczyki w kształcie kółek.
Przed snem zdajesz sobie sprawę ,że twój mózg przetworzył wszystko i wysyła ci sygnał – help !
Boisz się .
Jak cholera.
ON chce poznać Twoich rodziców.
ON chce ,żebyś kiedyś była jego żoną.
ON chce mieć z Tobą dzieci.
P.S
ON się zamierza oświadczyć lada moment! – srebro,jubilerski, kolczyki kółka ? jasne.
A ON się pytał, czemu nagle serce zaczęło Ci walić jak szalone i humor zgasł szybciej od żarówki. Twoje serducho już podświadomie wiedziało co jest grane ale umysł nie zdążył jeszcze przetworzyć wszystkich informacji.
Tak , wtedy się przestraszyłaś.
Obgryzanie paznokci u rąk to bajka- Ty obgryzasz już te u stóp.
Zadajesz sobie w głowie pytanie :
Czy to TEN jeden jedyny ?
Czy to z Nim chcę spędzić resztę życia?
Czy wytrzymam z Jego pedantycznymi nawykami ?
Czy ON na bank wytrzyma z moimi ?
Czy przetrwamy to wszystko razem ?
Kumpelka wysłała wiadomość :
‘’Nie bój się! Bierz to co życie Ci daje.Może to Ten jeden jedyny ? Kocha Ciebie taka jaka jesteś, nie karze się zmieniać, ogląda z tobą Twój boks. W końcu postanowił zaprosić Ciebie do swojego życia! – przyjmij to zaproszenie ! życie i tak wszystko zweryfikuje ‘’.
Fakt:
ON wie,że kupujesz cztery pary kolczyków miesięcznie i ponad życie kochasz ‘’M jak miłość ‘’ i musisz ale to musisz koniecznie obejrzeć każdy odcinek plus powtórkę i jeszcze wszystkie dodatki.A wieczorem obgadać odcinek z kumplem gejem przez skypa.
ON też zdaje sobie sprawę ,że wytrzymanie z jego pedantycznym układaniem ręczników w łazience,układaniem pościeli rano i pichceniem o 1 w nocy to mało która by wytrzymała.
I każdemu wsio pasuje.
Denerwujecie się na siebie nawzajem, ale się kochacie i kłócicie jak stare małżeństwo,czyż nie jest tak ?
Samotność czy związek ?
Być albo nie być ?
Szrajbowałam o samotności ostatnio :
Związki czy to takie trudne ?
Samotnik w związku z samotniczką
A teraz co panienka z okienka ma zrobić ?
Believe you can.And You can do it !
Trzymajcie kciuki .
CDN...
Dzięki za inspirację Mr D. , B. od K.W i M. od Paolki
środa, 21 września 2016
Szczęśliwym być.
Czasami przychodzi taki moment, kiedy siadasz sam na sam ze sobą i myślisz w swojego szalonej główce - ''cholera chyba jestem szczęśliwa/wy''.
To takie dziwne ciepłe uczucie w środku,może nie wiesz o jakie chodzi jeszcze.
Zawsze powtarzam,że jest kilka ''sfer'':
1)Rodzina
2)Zdrowie
3)Kasa
4)Przyjaciele
5)Związek
Jeśli pod każdym podpunktem postawisz w głowie haczyk, to jest dobrze.
Nie śmiem twierdzić,że mam tak cały czas, bo nie mam.
Jak nie zdrowie polega to kasa,jak nie kasa to rodzina i tak w kółko.
A miałam tak kilka razy w życiu,ostatni raz tak się czułam podczas związku z jednym typem.
Było to bagatela osiem lat temu.
I to uczucie zniknęło równie szybko jak się zaczęło w moim serduchu i ciele.
Najlepsze jest to,że za każdym razem jak o tym myślę, to ''coś'' dzieje się nie tak w moim życiu.
Nie mam pojęcia czemu to jest tak skomplikowany mechanizm.
Zdarzyło mi się to dwa dni temu,kiedy szefowa usiadła obok mnie i pokazywała mi katalog.
Nagłe uczucie ciepełka,coraz bardziej rozpływające się po moim ciele.
Pomyślałam sobie :''Cholera, chyba zaczynam być szczęśliwa...''.
Wiecie przecież ,że marzeń swoich nie spełniłam,sensu życiu dalej poszukuję,porządnego fagasa skaczącego wokół mnie na prawo i lewo obok siebie nie mam,nie wyjechałam za granicę,ale...
No właśnie..ale...
Od czegoś trzeba zacząć i nie samymi superlatywami życie jest usłane.
I naprawdę miło jest wstawać rano do pracy z szerokim uśmiechem na twarzy, miło jest mieć dzień wolny i nareszcie się zrelaksować i nic nie robić przez cały dzień, bo czujesz się powoli szczęśliwa.
I nie stresujesz się,że masz kosz na pranie pełen,babcię do odwiedzenia, miliony rzeczy na kartce do zrobienia w wolnej chwili. Teraz czujesz spokój.Masz prawo mieć lenia. Mimo wszystko.Bo nieszczęśliwy człowiek każdą swoją wolną chwilę zajmuje robieniem czegokolwiek,aby tylko nie myśleć.I nie ma czasu na ''nic nie robienie''.
Pamiętacie film z Julią Roberts?''Eat ,pray,love'' ?
Zawsze powtarzam sobie całą sentencję w głowie.
Cytat z filmu ''Jedz,módl się i kochaj '':
<< Nie wiecie co to przyjemność.
Trzeba Wam przypominać.
Reklama krzyczy ''czas na Millera”, a Wy na to''racja, kupię sześciopak”, wypijacie wszystko i rano czujecie się okropnie. Włochowi nie trzeba przypominać, przechodzi obok napisu''zasłużyłeś na przerwę” i mówi''Wiem, wyskoczę w południe, do Twojego domu, prześpię się z Twoją żoną”. <śmiech>
Po prostu zaczyna się układać.
Nie tak jak chciałam,ale Pan Bóg wie co robi i robi to przecież dobrze.
On tam już wie co dla Nas najlepsze.
To tak jak na tym zdjęciu.
Czujesz to szczęście,widzisz je,ale czy wiesz,że to na pewno to ?
Oby. Bądźmy dobrej myśli.
To takie dziwne ciepłe uczucie w środku,może nie wiesz o jakie chodzi jeszcze.
Zawsze powtarzam,że jest kilka ''sfer'':
1)Rodzina
2)Zdrowie
3)Kasa
4)Przyjaciele
5)Związek
Jeśli pod każdym podpunktem postawisz w głowie haczyk, to jest dobrze.
Nie śmiem twierdzić,że mam tak cały czas, bo nie mam.
Jak nie zdrowie polega to kasa,jak nie kasa to rodzina i tak w kółko.
A miałam tak kilka razy w życiu,ostatni raz tak się czułam podczas związku z jednym typem.
Było to bagatela osiem lat temu.
I to uczucie zniknęło równie szybko jak się zaczęło w moim serduchu i ciele.
Najlepsze jest to,że za każdym razem jak o tym myślę, to ''coś'' dzieje się nie tak w moim życiu.
Nie mam pojęcia czemu to jest tak skomplikowany mechanizm.
Zdarzyło mi się to dwa dni temu,kiedy szefowa usiadła obok mnie i pokazywała mi katalog.
Nagłe uczucie ciepełka,coraz bardziej rozpływające się po moim ciele.
Pomyślałam sobie :''Cholera, chyba zaczynam być szczęśliwa...''.
Wiecie przecież ,że marzeń swoich nie spełniłam,sensu życiu dalej poszukuję,porządnego fagasa skaczącego wokół mnie na prawo i lewo obok siebie nie mam,nie wyjechałam za granicę,ale...
No właśnie..ale...
Od czegoś trzeba zacząć i nie samymi superlatywami życie jest usłane.
I naprawdę miło jest wstawać rano do pracy z szerokim uśmiechem na twarzy, miło jest mieć dzień wolny i nareszcie się zrelaksować i nic nie robić przez cały dzień, bo czujesz się powoli szczęśliwa.
I nie stresujesz się,że masz kosz na pranie pełen,babcię do odwiedzenia, miliony rzeczy na kartce do zrobienia w wolnej chwili. Teraz czujesz spokój.Masz prawo mieć lenia. Mimo wszystko.Bo nieszczęśliwy człowiek każdą swoją wolną chwilę zajmuje robieniem czegokolwiek,aby tylko nie myśleć.I nie ma czasu na ''nic nie robienie''.
Pamiętacie film z Julią Roberts?''Eat ,pray,love'' ?
Zawsze powtarzam sobie całą sentencję w głowie.
Cytat z filmu ''Jedz,módl się i kochaj '':
<< Nie wiecie co to przyjemność.
Trzeba Wam przypominać.
Reklama krzyczy ''czas na Millera”, a Wy na to''racja, kupię sześciopak”, wypijacie wszystko i rano czujecie się okropnie. Włochowi nie trzeba przypominać, przechodzi obok napisu''zasłużyłeś na przerwę” i mówi''Wiem, wyskoczę w południe, do Twojego domu, prześpię się z Twoją żoną”. <śmiech>
– Nazywamy to dolce farniente, czyli słodycz nie robienia niczego. >>
I nie, to nie to ,że zmieniło się moje podejście do życia czy ,że z egoistki czy pesymistki jestem teraz optymistką, bo nie jestem. Po prostu zaczyna się układać.
Nie tak jak chciałam,ale Pan Bóg wie co robi i robi to przecież dobrze.
On tam już wie co dla Nas najlepsze.
To tak jak na tym zdjęciu.
Czujesz to szczęście,widzisz je,ale czy wiesz,że to na pewno to ?
Oby. Bądźmy dobrej myśli.
sobota, 3 września 2016
Bloger w związku
Wszyscy o tym wspominają, ale niewiele się o tym pisze.
Jak połączyć dwa życia : kobiety i faceta , gdy jedna ze stron jest osobą powiedzmy hm... publiczną ? Powoli,powolutku,małymi kroczkami ktoś buduje swój wizerunek - na blogu,potem w social mediach. Twoje statystyki rosną z dnia na dzień.
Może kiedyś się wybijesz tym jednym postem / tekstem / zdjęciem.
Ale fakt jest jeden - zżera ci to kupę czasu.
A przecież bezrobotny nie jesteś.
Musisz wyjeżdżać, kupować, wychodzić gdzieś, żeby o czymkolwiek pisać.
Wrzucasz reklamy sponsorowane, angażujesz się w jakiś tam sposób finansowo.
Więc przychodząc z pracy, sortujesz zdjęcia.
Wieczorami skrobiesz zajawki następnych postów.Sprawdzasz ortografię, czytasz książki o tematyce blogosfery...
Czas dla drugiej połowy zawsze znajdujesz, ale co gdy ON/ONA zaczyna zazdrościć, staje się zaborczy, bo non stop odbierasz telefony,odpowiadasz na posty ,piszesz maile...
Myślą,że ich zdradzasz albo cosik kombinujesz.
Gdy uświadamiasz drugiej połowie,iż 1/3 dnia spędzasz na swoim ''drugim życiu'', nie do końca od razu dociera to do niej.
Mijają tygodnie,miesiące i ten ktoś może mieć dość. Nie każdy jest wyrozumiały.
Kto nas blogerów zrozumie?
Tylko chyba drugi bloger.
Albo gdy jest to związek na zasadzie bloger z blogerem.
A co zrobisz gdy się fest wybijesz, rzucisz w końcu tą swoją pracę, będziesz wyjeżdżać non top bo skupisz się tylko i wyłącznie na blogowaniu.
Pakujesz się w to wszystko albo nie.
Ryzykuj.
Zaryzykuj.
Masz tylko jedno życie,prawda?
Może ta druga połowa tez się przez przypadek wybije przez ciebie.
Ciężkie życie blogera.
Ale cóż poradzę, trwam w tym dalej.
Co los przyniesie , tak będzie.
Wychodzę jednak z założenia,że jeśli ktoś stawia tobie ultimatum i nie potrafi zrozumieć Twojej pracy to chyba jednak nie Ta osoba w Twoim życiu.
Szukaj dalej.
Lub znajdziesz kogoś innego.
Trzeba to zakończyć- bo jeśli ktoś nie docenia twojej pracy,twojego trudu i ilości nie przespanych nocy miałaś/miałeś , aby zdobyć to co teraz masz, to nie ta bajka i nie ten książę.
Oczywiście decyzja każdego z nas jest indywidualna, co innego się mówi, a co innego robi.
Zresztą serce też nie sługa, prawda?
Dzięki za inspirację D. i P.
P. powiedziała : ''Żyj swoim życiem, nie patrz na innych i bądź w końcu szczęśliwa'' .
Jason Hunt , mój ukochany bloger kiedyś napisał ( dokładnie nie będę cytować ,nie znajdę tego na szybkiego w książce ),iż ciężki jest los blogera- musi być cały czas przygotowany do napisania artykułu,pstryknięcia zdjęcia, z naładowanym aparatem,notatnikiem i długopisem w ręce.
Tiaa, kto nas zrozumie ?
Po przeczytaniu tych wszystkich poradników co gdzie jak i dlaczego, sama łapię się na tym ile ja zdjęć pstrykam.
Znajomi mówią :
''Po co robisz tyle zdjęć jedzenia? Po co ci zdjęcie lampy w pokoju ?
Albo : ''A bo Maja tylko chodzi wszędzie i zdjęcia pstryka''.
Naprawdę doceniam te osoby , które się wybiły i są sławne i piszą codziennie. Podziwiam, mieć tyle czasu na to wszystko. Przecież post się sam nie napisze, a zdjęcia z nieba nie spadną.
Bardzo mnie wciąga to wszystko,zwłaszcza , gdy z dnia na dzień dowiadujesz się czegoś nowego, chcesz cosik zmodernizować na swoim blogu,poznajesz fanów lub innych blogerów.
I jak tu spokojnie żyć kiedy trzeba podejmować takie ciężkie życiowe decyzje?
Związek czy blogowanie ?
Kompromis?
Rezygnacja z jednego lub drugiego?
Samotność czy związek?
I bądź tu człowieku mądry, dorosły i podejmuj właściwe decyzje...
A swoją drogą zrobiłabym mały test i kazała Jemu /Jej wejść w nasze buty na jeden dzień.Ciekawe ile czasu by wytrzymali ;) no i rzecz jasna poszli od razu na kompromis ;)
Jak połączyć dwa życia : kobiety i faceta , gdy jedna ze stron jest osobą powiedzmy hm... publiczną ? Powoli,powolutku,małymi kroczkami ktoś buduje swój wizerunek - na blogu,potem w social mediach. Twoje statystyki rosną z dnia na dzień.
Może kiedyś się wybijesz tym jednym postem / tekstem / zdjęciem.
Ale fakt jest jeden - zżera ci to kupę czasu.
A przecież bezrobotny nie jesteś.
Musisz wyjeżdżać, kupować, wychodzić gdzieś, żeby o czymkolwiek pisać.
Wrzucasz reklamy sponsorowane, angażujesz się w jakiś tam sposób finansowo.
Więc przychodząc z pracy, sortujesz zdjęcia.
Wieczorami skrobiesz zajawki następnych postów.Sprawdzasz ortografię, czytasz książki o tematyce blogosfery...
Czas dla drugiej połowy zawsze znajdujesz, ale co gdy ON/ONA zaczyna zazdrościć, staje się zaborczy, bo non stop odbierasz telefony,odpowiadasz na posty ,piszesz maile...
Myślą,że ich zdradzasz albo cosik kombinujesz.
Gdy uświadamiasz drugiej połowie,iż 1/3 dnia spędzasz na swoim ''drugim życiu'', nie do końca od razu dociera to do niej.
Mijają tygodnie,miesiące i ten ktoś może mieć dość. Nie każdy jest wyrozumiały.
Kto nas blogerów zrozumie?
Tylko chyba drugi bloger.
Albo gdy jest to związek na zasadzie bloger z blogerem.
A co zrobisz gdy się fest wybijesz, rzucisz w końcu tą swoją pracę, będziesz wyjeżdżać non top bo skupisz się tylko i wyłącznie na blogowaniu.
Pakujesz się w to wszystko albo nie.
Ryzykuj.
Zaryzykuj.
Masz tylko jedno życie,prawda?
Może ta druga połowa tez się przez przypadek wybije przez ciebie.
Ciężkie życie blogera.
Ale cóż poradzę, trwam w tym dalej.
Co los przyniesie , tak będzie.
Wychodzę jednak z założenia,że jeśli ktoś stawia tobie ultimatum i nie potrafi zrozumieć Twojej pracy to chyba jednak nie Ta osoba w Twoim życiu.
Szukaj dalej.
Lub znajdziesz kogoś innego.
Trzeba to zakończyć- bo jeśli ktoś nie docenia twojej pracy,twojego trudu i ilości nie przespanych nocy miałaś/miałeś , aby zdobyć to co teraz masz, to nie ta bajka i nie ten książę.
Oczywiście decyzja każdego z nas jest indywidualna, co innego się mówi, a co innego robi.
Zresztą serce też nie sługa, prawda?
Dzięki za inspirację D. i P.
P. powiedziała : ''Żyj swoim życiem, nie patrz na innych i bądź w końcu szczęśliwa'' .
Jason Hunt , mój ukochany bloger kiedyś napisał ( dokładnie nie będę cytować ,nie znajdę tego na szybkiego w książce ),iż ciężki jest los blogera- musi być cały czas przygotowany do napisania artykułu,pstryknięcia zdjęcia, z naładowanym aparatem,notatnikiem i długopisem w ręce.
Tiaa, kto nas zrozumie ?
Po przeczytaniu tych wszystkich poradników co gdzie jak i dlaczego, sama łapię się na tym ile ja zdjęć pstrykam.
Znajomi mówią :
''Po co robisz tyle zdjęć jedzenia? Po co ci zdjęcie lampy w pokoju ?
Albo : ''A bo Maja tylko chodzi wszędzie i zdjęcia pstryka''.
Naprawdę doceniam te osoby , które się wybiły i są sławne i piszą codziennie. Podziwiam, mieć tyle czasu na to wszystko. Przecież post się sam nie napisze, a zdjęcia z nieba nie spadną.
Bardzo mnie wciąga to wszystko,zwłaszcza , gdy z dnia na dzień dowiadujesz się czegoś nowego, chcesz cosik zmodernizować na swoim blogu,poznajesz fanów lub innych blogerów.
I jak tu spokojnie żyć kiedy trzeba podejmować takie ciężkie życiowe decyzje?
Związek czy blogowanie ?
Kompromis?
Rezygnacja z jednego lub drugiego?
Samotność czy związek?
I bądź tu człowieku mądry, dorosły i podejmuj właściwe decyzje...
A swoją drogą zrobiłabym mały test i kazała Jemu /Jej wejść w nasze buty na jeden dzień.Ciekawe ile czasu by wytrzymali ;) no i rzecz jasna poszli od razu na kompromis ;)
czwartek, 28 lipca 2016
Boisz się ?
Boisz się prawda?
Żyjemy szybko,umieramy młodo.
Późno rodzimy dzieci,bo nie mamy zaplecza pieniężnego,stałej pracy,faceta u boku.
Późno znajdujemy stałą pracę,bo wszyscy chcą kogoś z dziesięcioletnim doświadczeniem,a Ty dopiero studia skończyłeś.
Późno chodzimy spać bo nie wystarcza nam czasu w ciągu dnia na wszystkie czynności i zadania ,które mamy zamierzone do wykonania.
Jemy gówniane rzeczy,bo nie mamy czasu gotować.
Chorujemy ciągle,bo nie mamy kiedy iść do lekarza.
Naszą komunikację z drugim człowiekiem ograniczamy do skypa,whats upa,fb czy snapchata.
Miłość'' uprawiamy ''na telefonie ze słuchawką w ręce.
Komunikację z rodziną ograniczamy do jednego telefonu w tygodniu w niedzielę pt ''co słychać, tak chciałam się w dwóch zdaniach zapytać tylko i lecę bo czas goni ''.
Znacie to prawda?
Zakupy ograniczamy do minimum w osiedlowym sklepie ,resztę zamawiamy w internecie lub ...
tak jak Ja.. do pracy.
Pomiędzy wyjściem z domu a wyjściem do pracy macie listę pięciu rzeczy do ogarnięcia w domu, pomiędzy wyjściem z pracy a dojściem do domu załatwiacie ich jeszcze kolejnych pięć.
Do domu wracacie o 21,ciesząc się ,że dzieci w domu nie płaczą (lub faktycznie ryczą,że mamy/taty nie ma a opiekunka siedzi po godzinach dzień w dzień ).
Myślicie ,że jest ok?
Waszą codzienną przyjemnością jest czytanie blogów i utwierdzanie się w przekonaniu , że - jak pisali kiedyś w gazecie Glamour ''Hej, jest ok ! ''.
Nie, nie jest. Śmialiście się kiedyś z babć przesiadujących w oknach wieczorami i spoglądających na podwórko przez godzinę lub dwie.
Uwaga! Teraz sami to robicie.Nie macie czasu na nic, każdy możliwość odetchnięcia i przyglądania się życiu drugiego człowieka Was uszczęśliwia.
Każdy widok mamusi pchającej wózek,czy pary idącej przez miasto trzymającej się za rękę porusza Was tak,że musicie wejść w bramę ,żeby sobie wytrzeć łezkę.
Boimy się żyć.
Boimy się odmówić pomocy drugiej osobie.
Boimy się,że jak nie załatwimy czegoś,nie pójdziemy koleżance popilnować dzieci, czy nie zadzwonimy do babci raz w tygodniu to Świat się zawali.
Nie !
Świat się zawali wtedy kiedy Ty sam swoje życie do tego doprowadzisz.
Miła,potulna jak baranek, a gdzie za przeproszeniem Twoje potrzeby,Twoje pragnienia,
Twoja miłość ?
Pan Twardowski kiedyś napisał : ''Kochamy wciąż za mało i stale za późno''.
Gdzieś tam wspominałam o tym. Pojechałam do Wrocka w Czerwcu do znajomych i nie wiedziałam skąd mam tyle kasy na koncie. A no tak,przecież ja nawet nie mam kiedy jej wydawać.
Tak samo,kiedy mam znaleźć czas na zakochanie się ?
Jedyną satysfakcją jest czytanie mediów społecznościowych wieczorem, CHPD , JasonaHunta, wyrwanychzkontekstu ,hani.es i innych.
A przed snem jeszcze snapiki od Radka z Tapmadyl i dużej Anki z Warsaw Shore.Tak na zaśnięcie.Bo przecież nie usnę,nie?
Boimy się zainwestować w siebie.
Pojechać na te Malediwy pomimo ,iż na nie Nas nie stać.
Zakochać się.
Odmówić szefowi przyjścia na kolejne nadgodziny, wziąć bezpłatny urlop.
Odpisać temu niezbyt przystojnemu brunetowi, który już piaty raz zaprasza Nas na kawę.
Strasznie bojaźliwy z nas naród.
Weź się w garść.
Pomyśl sobie- raz się żyje.
Przeżyj to cholerne życie tak jak chcesz, nie słuchając się matki czy ojca i nie myśląc o tym,że wszyscy w rodzinie skończyli medycynę to Ty też musisz.
Nic nie musisz, bo to Twoje życie, rozumiesz?
Nie bój się,przeżyj to swoje swoje życie jak Ty chcesz i na co Ty będziesz mieć ochotę, to to rób. Zacznij wszystkim odmawiać próśb, zobacz kto z Tobą zostanie,ten Twój najlepszy przyjaciel.
Ale pomyśl więcej o sobie.
Zakochaj się, uśmiechnij się, zrób codziennie coś dla siebie,znajdź chwilę na wyjście do pubu z kumplami lub zrób sobie mały reset i nie odbieraj od nikogo wieczorami telefonów.
Aż ci przejdzie,albo aż się zakochasz lub wyluzujesz psychicznie.
Nie bój się swojego życia, będzie naprawdę fajnie jak zaczniesz je sama przeżywać, na swój sposób.
Z Bogiem !
Patrzcie miałam mieć dwa urlopy w roku,już miałam dwa,pojutrze lecę na trzeci,a szefowa dziś obiecała jeszcze trzy do grudnia.I co? Można? Można !
Żyjemy szybko,umieramy młodo.
Późno rodzimy dzieci,bo nie mamy zaplecza pieniężnego,stałej pracy,faceta u boku.
Późno znajdujemy stałą pracę,bo wszyscy chcą kogoś z dziesięcioletnim doświadczeniem,a Ty dopiero studia skończyłeś.
Późno chodzimy spać bo nie wystarcza nam czasu w ciągu dnia na wszystkie czynności i zadania ,które mamy zamierzone do wykonania.
Jemy gówniane rzeczy,bo nie mamy czasu gotować.
Chorujemy ciągle,bo nie mamy kiedy iść do lekarza.
Naszą komunikację z drugim człowiekiem ograniczamy do skypa,whats upa,fb czy snapchata.
Miłość'' uprawiamy ''na telefonie ze słuchawką w ręce.
Komunikację z rodziną ograniczamy do jednego telefonu w tygodniu w niedzielę pt ''co słychać, tak chciałam się w dwóch zdaniach zapytać tylko i lecę bo czas goni ''.
Znacie to prawda?
Zakupy ograniczamy do minimum w osiedlowym sklepie ,resztę zamawiamy w internecie lub ...
tak jak Ja.. do pracy.
Pomiędzy wyjściem z domu a wyjściem do pracy macie listę pięciu rzeczy do ogarnięcia w domu, pomiędzy wyjściem z pracy a dojściem do domu załatwiacie ich jeszcze kolejnych pięć.
Do domu wracacie o 21,ciesząc się ,że dzieci w domu nie płaczą (lub faktycznie ryczą,że mamy/taty nie ma a opiekunka siedzi po godzinach dzień w dzień ).
Myślicie ,że jest ok?
Waszą codzienną przyjemnością jest czytanie blogów i utwierdzanie się w przekonaniu , że - jak pisali kiedyś w gazecie Glamour ''Hej, jest ok ! ''.
Nie, nie jest. Śmialiście się kiedyś z babć przesiadujących w oknach wieczorami i spoglądających na podwórko przez godzinę lub dwie.
Uwaga! Teraz sami to robicie.Nie macie czasu na nic, każdy możliwość odetchnięcia i przyglądania się życiu drugiego człowieka Was uszczęśliwia.
Każdy widok mamusi pchającej wózek,czy pary idącej przez miasto trzymającej się za rękę porusza Was tak,że musicie wejść w bramę ,żeby sobie wytrzeć łezkę.
Boimy się żyć.
Boimy się odmówić pomocy drugiej osobie.
Boimy się,że jak nie załatwimy czegoś,nie pójdziemy koleżance popilnować dzieci, czy nie zadzwonimy do babci raz w tygodniu to Świat się zawali.
Nie !
Świat się zawali wtedy kiedy Ty sam swoje życie do tego doprowadzisz.
Miła,potulna jak baranek, a gdzie za przeproszeniem Twoje potrzeby,Twoje pragnienia,
Twoja miłość ?
Pan Twardowski kiedyś napisał : ''Kochamy wciąż za mało i stale za późno''.
Gdzieś tam wspominałam o tym. Pojechałam do Wrocka w Czerwcu do znajomych i nie wiedziałam skąd mam tyle kasy na koncie. A no tak,przecież ja nawet nie mam kiedy jej wydawać.
Tak samo,kiedy mam znaleźć czas na zakochanie się ?
Jedyną satysfakcją jest czytanie mediów społecznościowych wieczorem, CHPD , JasonaHunta, wyrwanychzkontekstu ,hani.es i innych.
A przed snem jeszcze snapiki od Radka z Tapmadyl i dużej Anki z Warsaw Shore.Tak na zaśnięcie.Bo przecież nie usnę,nie?
Boimy się zainwestować w siebie.
Pojechać na te Malediwy pomimo ,iż na nie Nas nie stać.
Zakochać się.
Odmówić szefowi przyjścia na kolejne nadgodziny, wziąć bezpłatny urlop.
Odpisać temu niezbyt przystojnemu brunetowi, który już piaty raz zaprasza Nas na kawę.
Strasznie bojaźliwy z nas naród.
Weź się w garść.
Pomyśl sobie- raz się żyje.
Przeżyj to cholerne życie tak jak chcesz, nie słuchając się matki czy ojca i nie myśląc o tym,że wszyscy w rodzinie skończyli medycynę to Ty też musisz.
Nic nie musisz, bo to Twoje życie, rozumiesz?
Nie bój się,przeżyj to swoje swoje życie jak Ty chcesz i na co Ty będziesz mieć ochotę, to to rób. Zacznij wszystkim odmawiać próśb, zobacz kto z Tobą zostanie,ten Twój najlepszy przyjaciel.
Ale pomyśl więcej o sobie.
Zakochaj się, uśmiechnij się, zrób codziennie coś dla siebie,znajdź chwilę na wyjście do pubu z kumplami lub zrób sobie mały reset i nie odbieraj od nikogo wieczorami telefonów.
Aż ci przejdzie,albo aż się zakochasz lub wyluzujesz psychicznie.
Nie bój się swojego życia, będzie naprawdę fajnie jak zaczniesz je sama przeżywać, na swój sposób.
Z Bogiem !
Patrzcie miałam mieć dwa urlopy w roku,już miałam dwa,pojutrze lecę na trzeci,a szefowa dziś obiecała jeszcze trzy do grudnia.I co? Można? Można !
piątek, 22 lipca 2016
O związkach.Samotnik w związku z samotniczką.
O związkach ,ponownie.
Cieszysz się, bo znalazłaś takiego fajnego gościa.
Przeciwieństwo twojego ostatniego- namolnego,podejrzewającego non top o zdradę,kontrolującego każdy twój ruch i niezbyt przystojnego byłego gacha.
Teraz,chwalisz się wszystkim po cichaczu, jakiego dyskretnego i nie wtrącającego się w Twoje życie faceta masz. Tfu, nie masz bo tak nie pozwala Ci się nazywać. Skrywacie wsio w tajemnicy, bo on ma nierozwiązane zagadki z przeszłości, bo on to i bo on tamto, bo musi ''sobie wszystko poukładać ''.
Po co teraz mamusię poznawać skoro nie wiadomo dokąd to prowadzi dokładnie. Czemu masz nie daj ''B'' zapoznać się z topologia jego mieszkania.Po co się przyzwyczajać do takich rzeczy?To ty musisz o drugiej w nocy wiedzieć zawsze jak wstaniesz po mega ciężkiej imprezie gdzie położyłaś butelkę wody bądź wiadro na wymioty,a nie gdzie u niego kawusia w szafce jest schowana.Twoja głowa i tak jest pełna,bo szef dzwoni po godzinach i ciężko Ci przyswajać już nowe informacje.
Zresztą tobie wsio na rękę.
Nie lubisz przecież ,jak ktokolwiek zostawia po sobie nieład.Nawet strofujesz koleżanki,żeby kubki wkładały do zmywarki przed wyjściem od Ciebie.Co dopiero by facet zrobił ,ile nabałaganił ?
Dlatego znosisz to raz na jakiś czas.
Zawsze chciałaś żeby tak było. Ty masz swoje życie, on swoje.
Ty nawet nie wiesz co robi w swoim czasie( wylegiwać się na kanapie z kolegami i grac w gierki na kompie lub odwiedzać kasyno - ba ! przecież ty wszystko wiesz), ty w tym samym czasie idziesz na ploty do kumpeli lub trzaskasz nadgodziny w pracy bądź zastanawiasz się ile jeszcze czasu wytrzymasz bez włączania pralki.
Spotykacie się kiedy to księciunio ma ochotę lub gdy faktycznie zsynchronizujecie grafiki.
Nie wpuszcza Ciebie do swojego życia na całego.
Po kilku miesiącach jest zawsze to samo. Ty piszesz , on trzaśnie jedno zdanie raz na tydzień.
W końcu udaje ci się do niego dotrzeć,on ostrzega że to koniec,związek się wypalił,on nic nie czuje.
Bum i tu miazga.Serce kaput.Tak,tak on tak ma ciągle,non top.Przejmować się czy nie?
Fajnie jest mieć swoje życie , chwilę dla Ciebie ale jednak człowiek potrzebuje drugiego człowieka po coś. Taki został stworzony i tak było od wiek wieków.
Moim dzisiejszym wyrzutem myślowym jest to iż, jesteśmy samotni.
Nauczyliśmy się tak żyć.
Wszystko musieliśmy sami zdobywać,ciężką pracę,zaufaniem...
Całe życie gonimy za dobrą pracą, wynajęciem fajnego mieszkania, dobrą kasą,dobrymi przyjaciółmi, nie patrząc na ten jeden malutki szczegół.
Robimy to sami.
Nauczyliśmy się w taki a nie inny sposób przetrwać w pojedynkę.
Choć cierpimy i płaczemy po nocach, bo jesteśmy sami.
Ile siły możemy sami sobie dać ? Kto nam podładuje baterie na kolejne pociski w twarz?
Nie nauczyliśmy się funkcjonować ,obcować z drugim człowiekiem u boku, dlatego tak trudno nam się z kimś związać.
Ja go kocham, on mnie kocha.Ale praca ale coś tam.
I czemu nie możemy do jasnej cholery być razem ?
Czemu to za każdym razem kończy się kłótnią , nie odzywaniem do siebie?
Czemu jest tak a nie inaczej?
Nikt przecież nikogo nie chce zmienić, chcecie się przecież tylko doszlifować aby móc razem w miarę funkcjonować. Dlaczego to nie działa?
Co z nami znowu nie tak???
Zazwyczaj to jedna strona chce więcej,zazwyczaj jest to kobieta, bo jak to mówią - facetowi zwisa i powiewa. To nie prawda. Facet woli sam cierpieć w samotności,ale Tobie moja droga tego nigdy nie powie. Woli powiedzieć ''to koniec nara'',niż ''przegadajmy to''.
Wiem,widziałam,słyszałam,sama to na sobie odczułam.
Dać mu czas. Do tego wniosku doszliśmy.
Bo szczerze- kwalifikujemy ten typ do facetów XXI wieku.
O wcześniejszych pisałam tu
XXI wiek co on z nami robi
On pracoholik,ona pracoholiczka.
Co nam innego pozostaje w samotnym życiu,prawda?
Na dodatek dodajmy do tego,iż ona lata po świecie w związku z pracą,on wyjeżdża, synchronizacja w grafiku tak jak w ostatnim poście pisałam
Związki czy to takie trudne ?
Uwaga! raz w miesiącu !
Tymczasem przypomniały mi się jeszcze słowa mojego eks :''Wiesz,jednak fajnie jest mieć taką drugą osobę blisko siebie''.
Dziś przeczytałam piękny tekst pt. ''Na czym polega miłość ''.
Cytuję :
''Na kłóceniu się i godzeniu,
na wytykaniu sobie błędów i przebaczaniu,
na milczeniu i rozmowie,
na słuchaniu i mówieniu,
na pewności i zwątpieniu,
na byciu razem i byciu daleko od siebie.
Jeżeli potrafimy pomieścić w sobie i zrozumieć te skrajności to znaczy,że dojrzeliśmy do kochania drugiej osoby i bycia kochanym.''
On kocha,ona kocha i nie mogą być razem.
Ciężki orzech do zgryzienia ten związek na odległość dwóch samotników.
Istna telenowela.Tak jak te które oglądam.
Brazylijska lub meksykańska,gorsza od Mody na sukces czy ''Wspaniałych '' tureckich.
P.S Tylko ile czasu trzeba? Młode już przecież nie jesteśmy.
Ok, poczekać możemy, w końcu pracoholicy z Nas, czas szybko leci.
Pomimo wszystko, gdy jeden człowiek spotyka drugiego i okazuje się,że to Ten, to Ten wymarzony to zrobimy wszystko, aby dwa nasze życia złączyły się w jedno i pokonały wszelkie przeszkody,
czyż nie tak ?
I tak jak te okiennice,takie jest nasze serce.
Raz zamknięte na cztery spusty, raz otwarte na oścież.
Drogi samotniku,samotniczko uchyl je troszeczkę abyśmy mogli tam wejść i rozjaśnić pomieszczenie ciepłym światłem..
Cieszysz się, bo znalazłaś takiego fajnego gościa.
Przeciwieństwo twojego ostatniego- namolnego,podejrzewającego non top o zdradę,kontrolującego każdy twój ruch i niezbyt przystojnego byłego gacha.
Teraz,chwalisz się wszystkim po cichaczu, jakiego dyskretnego i nie wtrącającego się w Twoje życie faceta masz. Tfu, nie masz bo tak nie pozwala Ci się nazywać. Skrywacie wsio w tajemnicy, bo on ma nierozwiązane zagadki z przeszłości, bo on to i bo on tamto, bo musi ''sobie wszystko poukładać ''.
Po co teraz mamusię poznawać skoro nie wiadomo dokąd to prowadzi dokładnie. Czemu masz nie daj ''B'' zapoznać się z topologia jego mieszkania.Po co się przyzwyczajać do takich rzeczy?To ty musisz o drugiej w nocy wiedzieć zawsze jak wstaniesz po mega ciężkiej imprezie gdzie położyłaś butelkę wody bądź wiadro na wymioty,a nie gdzie u niego kawusia w szafce jest schowana.Twoja głowa i tak jest pełna,bo szef dzwoni po godzinach i ciężko Ci przyswajać już nowe informacje.
Zresztą tobie wsio na rękę.
Nie lubisz przecież ,jak ktokolwiek zostawia po sobie nieład.Nawet strofujesz koleżanki,żeby kubki wkładały do zmywarki przed wyjściem od Ciebie.Co dopiero by facet zrobił ,ile nabałaganił ?
Dlatego znosisz to raz na jakiś czas.
Zawsze chciałaś żeby tak było. Ty masz swoje życie, on swoje.
Ty nawet nie wiesz co robi w swoim czasie( wylegiwać się na kanapie z kolegami i grac w gierki na kompie lub odwiedzać kasyno - ba ! przecież ty wszystko wiesz), ty w tym samym czasie idziesz na ploty do kumpeli lub trzaskasz nadgodziny w pracy bądź zastanawiasz się ile jeszcze czasu wytrzymasz bez włączania pralki.
Spotykacie się kiedy to księciunio ma ochotę lub gdy faktycznie zsynchronizujecie grafiki.
Nie wpuszcza Ciebie do swojego życia na całego.
Po kilku miesiącach jest zawsze to samo. Ty piszesz , on trzaśnie jedno zdanie raz na tydzień.
W końcu udaje ci się do niego dotrzeć,on ostrzega że to koniec,związek się wypalił,on nic nie czuje.
Bum i tu miazga.Serce kaput.Tak,tak on tak ma ciągle,non top.Przejmować się czy nie?
Fajnie jest mieć swoje życie , chwilę dla Ciebie ale jednak człowiek potrzebuje drugiego człowieka po coś. Taki został stworzony i tak było od wiek wieków.
Moim dzisiejszym wyrzutem myślowym jest to iż, jesteśmy samotni.
Nauczyliśmy się tak żyć.
Wszystko musieliśmy sami zdobywać,ciężką pracę,zaufaniem...
Całe życie gonimy za dobrą pracą, wynajęciem fajnego mieszkania, dobrą kasą,dobrymi przyjaciółmi, nie patrząc na ten jeden malutki szczegół.
Robimy to sami.
Nauczyliśmy się w taki a nie inny sposób przetrwać w pojedynkę.
Choć cierpimy i płaczemy po nocach, bo jesteśmy sami.
Ile siły możemy sami sobie dać ? Kto nam podładuje baterie na kolejne pociski w twarz?
Nie nauczyliśmy się funkcjonować ,obcować z drugim człowiekiem u boku, dlatego tak trudno nam się z kimś związać.
Ja go kocham, on mnie kocha.Ale praca ale coś tam.
I czemu nie możemy do jasnej cholery być razem ?
Czemu to za każdym razem kończy się kłótnią , nie odzywaniem do siebie?
Czemu jest tak a nie inaczej?
Nikt przecież nikogo nie chce zmienić, chcecie się przecież tylko doszlifować aby móc razem w miarę funkcjonować. Dlaczego to nie działa?
Co z nami znowu nie tak???
Zazwyczaj to jedna strona chce więcej,zazwyczaj jest to kobieta, bo jak to mówią - facetowi zwisa i powiewa. To nie prawda. Facet woli sam cierpieć w samotności,ale Tobie moja droga tego nigdy nie powie. Woli powiedzieć ''to koniec nara'',niż ''przegadajmy to''.
Wiem,widziałam,słyszałam,sama to na sobie odczułam.
Dać mu czas. Do tego wniosku doszliśmy.
Bo szczerze- kwalifikujemy ten typ do facetów XXI wieku.
O wcześniejszych pisałam tu
XXI wiek co on z nami robi
On pracoholik,ona pracoholiczka.
Co nam innego pozostaje w samotnym życiu,prawda?
Na dodatek dodajmy do tego,iż ona lata po świecie w związku z pracą,on wyjeżdża, synchronizacja w grafiku tak jak w ostatnim poście pisałam
Związki czy to takie trudne ?
Uwaga! raz w miesiącu !
Tymczasem przypomniały mi się jeszcze słowa mojego eks :''Wiesz,jednak fajnie jest mieć taką drugą osobę blisko siebie''.
Dziś przeczytałam piękny tekst pt. ''Na czym polega miłość ''.
Cytuję :
''Na kłóceniu się i godzeniu,
na wytykaniu sobie błędów i przebaczaniu,
na milczeniu i rozmowie,
na słuchaniu i mówieniu,
na pewności i zwątpieniu,
na byciu razem i byciu daleko od siebie.
Jeżeli potrafimy pomieścić w sobie i zrozumieć te skrajności to znaczy,że dojrzeliśmy do kochania drugiej osoby i bycia kochanym.''
On kocha,ona kocha i nie mogą być razem.
Ciężki orzech do zgryzienia ten związek na odległość dwóch samotników.
Istna telenowela.Tak jak te które oglądam.
Brazylijska lub meksykańska,gorsza od Mody na sukces czy ''Wspaniałych '' tureckich.
P.S Tylko ile czasu trzeba? Młode już przecież nie jesteśmy.
Ok, poczekać możemy, w końcu pracoholicy z Nas, czas szybko leci.
Pomimo wszystko, gdy jeden człowiek spotyka drugiego i okazuje się,że to Ten, to Ten wymarzony to zrobimy wszystko, aby dwa nasze życia złączyły się w jedno i pokonały wszelkie przeszkody,
czyż nie tak ?
I tak jak te okiennice,takie jest nasze serce.
Raz zamknięte na cztery spusty, raz otwarte na oścież.
Drogi samotniku,samotniczko uchyl je troszeczkę abyśmy mogli tam wejść i rozjaśnić pomieszczenie ciepłym światłem..
piątek, 15 lipca 2016
Wyalienowana
Smutno mi.
Nic mi się nie chce.
Przypomniał mi się stary wpis.
Obca w swoim kraju
Chyba mam depresję.
Spaceruję sobie z psem sąsiadki i patrzę przed siebie,wydaje mi się,iż to nie jest wcale moje życie.
Nie mój świat, nie moja bajka,nie moje klocki.
Czuję się tu obca.
Przyjechali dzisiaj do mnie do pracy goście z Brazylii.Porozmawialiśmy chwilkę po angielsku.
Wracając z pracy idąc moim miastem w stronę domu,czułam się jakbym śniła.Jakby mnie tu nie było.
Jakbym nie była sobą.
Każdy z nas ma potrzebę bycia kochanym.Przytulenia kogoś,pocałowania,potrzymania za rękę,obudzenia się przy kimś,zrobienia komuś śniadania czy pojechania razem na zakupy.
Nawet pokłócenia się o jakąś pierdołę.
Wracam codziennie do tych czterech pustych ścian i co na mnie czeka?
Smród nieprzewietrzonego mieszkania (przecież cały dzień siedzę w pracy ), nie wyrzucone śmieci
( śmieciarka znowu zapomniała zajechać na naszą ulicę i nie ma nawet jak wynieść śmieci do śmietnika ), nie zrobiony obiad ( nie ma kiedy,cały czas siedzę w pracy helołłł ), zepsuta spłuczka w toalecie ( nie ma kiedy wezwać hydraulika bo co -praca ) i to poczucie echa w domu.
Gdyby nie ten TV, który włączam od razu na wejściu do domu do momentu pójścia spać, to chyba bym oszalała.
Nawet wizja wyjazdu do Medjugorje za bagatela 15 dni i zobaczenia znajomych gęb , których od roku nie widziałam, nie przyprawia mnie o uśmiech na twarzy.
Moje zgubione medaliki dalej nie odnalezione i już się nie odnajdą, nie mam żadnej nadziei.
Miłość nie odnaleziona w dalszym ciągu.
W pracy same problemy - chyba się zwolnię i będzie po krzyku.Zostanę bezrobotną bloggerką.
Będziecie mi paczki z jedzeniem robić i wysyłać.
Już nic nie wiem,zapominam jak się nazywam.
Zapominam o znajomych.
Gdzie się podziało moje ''JA''?
Gdzie jest Maja?
Kiedy się odnajdzie?
Kiedy wszystko wróci do normy?
Mam nadzieję,że jak tylko wsiądę do autokaru do Medju to humor mi się tyci tyci poprawi.
dosłownie zagubiłam swoje JA, swoją duszę, swój sens życia.
Tak,tak ,wiem,że tematyka bloga jest poszukiwanie sensu życia ale tu chodzi o bardziej sens bycia sobą,tak to nazwijmy.Sens bycia osobą ,którą byłam - zawsze uśmiechniętą,pełną nowych pomysłów, optymistycznie nastawioną do świata i przede wszystkim zawsze chętną do pomocy.
Nie ma jej.
Nie ma tu jej od dłuższego czasu.
Śmiem twierdzić,że nie ma w niej na chwilę obecną nawet wiary w Boga.
Czuję się pusta.
Nawet moje ukochane seriale i telenowele nie pomagają.
Help !
Przypomniał mi się stary wpis.
Obca w swoim kraju
Chyba mam depresję.
Spaceruję sobie z psem sąsiadki i patrzę przed siebie,wydaje mi się,iż to nie jest wcale moje życie.
Nie mój świat, nie moja bajka,nie moje klocki.
Czuję się tu obca.
Przyjechali dzisiaj do mnie do pracy goście z Brazylii.Porozmawialiśmy chwilkę po angielsku.
Wracając z pracy idąc moim miastem w stronę domu,czułam się jakbym śniła.Jakby mnie tu nie było.
Jakbym nie była sobą.
Każdy z nas ma potrzebę bycia kochanym.Przytulenia kogoś,pocałowania,potrzymania za rękę,obudzenia się przy kimś,zrobienia komuś śniadania czy pojechania razem na zakupy.
Nawet pokłócenia się o jakąś pierdołę.
Wracam codziennie do tych czterech pustych ścian i co na mnie czeka?
Smród nieprzewietrzonego mieszkania (przecież cały dzień siedzę w pracy ), nie wyrzucone śmieci
( śmieciarka znowu zapomniała zajechać na naszą ulicę i nie ma nawet jak wynieść śmieci do śmietnika ), nie zrobiony obiad ( nie ma kiedy,cały czas siedzę w pracy helołłł ), zepsuta spłuczka w toalecie ( nie ma kiedy wezwać hydraulika bo co -praca ) i to poczucie echa w domu.
Gdyby nie ten TV, który włączam od razu na wejściu do domu do momentu pójścia spać, to chyba bym oszalała.
Nawet wizja wyjazdu do Medjugorje za bagatela 15 dni i zobaczenia znajomych gęb , których od roku nie widziałam, nie przyprawia mnie o uśmiech na twarzy.
Moje zgubione medaliki dalej nie odnalezione i już się nie odnajdą, nie mam żadnej nadziei.
Miłość nie odnaleziona w dalszym ciągu.
W pracy same problemy - chyba się zwolnię i będzie po krzyku.Zostanę bezrobotną bloggerką.
Będziecie mi paczki z jedzeniem robić i wysyłać.
Już nic nie wiem,zapominam jak się nazywam.
Zapominam o znajomych.
Gdzie się podziało moje ''JA''?
Gdzie jest Maja?
Kiedy się odnajdzie?
Kiedy wszystko wróci do normy?
Mam nadzieję,że jak tylko wsiądę do autokaru do Medju to humor mi się tyci tyci poprawi.
dosłownie zagubiłam swoje JA, swoją duszę, swój sens życia.
Tak,tak ,wiem,że tematyka bloga jest poszukiwanie sensu życia ale tu chodzi o bardziej sens bycia sobą,tak to nazwijmy.Sens bycia osobą ,którą byłam - zawsze uśmiechniętą,pełną nowych pomysłów, optymistycznie nastawioną do świata i przede wszystkim zawsze chętną do pomocy.
Nie ma jej.
Nie ma tu jej od dłuższego czasu.
Śmiem twierdzić,że nie ma w niej na chwilę obecną nawet wiary w Boga.
Czuję się pusta.
Nawet moje ukochane seriale i telenowele nie pomagają.
Help !
wtorek, 5 lipca 2016
Tradycyjnie na Santorini
Dalej myślę,że tu wrócę.
Nic i nikt mi tego nie zastąpi.
Jedzeniowy orgazm.Tak nazywam ten stan - rzeczy ,
które są tak pyszne,że aż nie do opisania i jaką radość mi sprawiają.
Tu -Baklava i Kataifi.
To drugie takie sobie.Baklava mniam mniam.
Nie za słodka,do kawy idealna.
Taki przekładaniec z dziwnego ciasta podobnego do
francuskiego nadziewany miodem i orzechami włoskimi.
Tradycyjny grecki słodki przysmaczek.
Ciężka do ukrojenia, najlepiej wziąć do ręki i tak zajadać.
Dalej mam smak w ustach.
I tak jak do Włoch na prawdziwe spaghetti i pizzę,
tak do Santorini na Baklavę czy do Francji po śmierdzący ser ,
a Holandii po prawdziwą Goudę- poleciałabym na jeden tylko dzień.
Aby skosztować lub kupić i zabrać do Polski.Serio.
Nic i nikt mi tego nie zastąpi.
Jedzeniowy orgazm.Tak nazywam ten stan - rzeczy ,
które są tak pyszne,że aż nie do opisania i jaką radość mi sprawiają.
Tu -Baklava i Kataifi.
To drugie takie sobie.Baklava mniam mniam.
Nie za słodka,do kawy idealna.
Taki przekładaniec z dziwnego ciasta podobnego do
francuskiego nadziewany miodem i orzechami włoskimi.
Tradycyjny grecki słodki przysmaczek.
Ciężka do ukrojenia, najlepiej wziąć do ręki i tak zajadać.
Dalej mam smak w ustach.
I tak jak do Włoch na prawdziwe spaghetti i pizzę,
tak do Santorini na Baklavę czy do Francji po śmierdzący ser ,
a Holandii po prawdziwą Goudę- poleciałabym na jeden tylko dzień.
Aby skosztować lub kupić i zabrać do Polski.Serio.
Ser feta.To co jemy w sklepach to nawet obok fety nie leżało.
Mnie po fecie skręca żołądek i wątroba.Po tej nie :)
Jadłam codziennie i nie mogłam się nią najeść.
Wszechobecne oliwki.Nie lubię.Serio.
Jadłam wszystkie jakie znaleźliśmy w sklepie.
Nie wiedziałam nawet,że jest ich tyle gatunków?
Szkoda,że nie można było zabrać ich do bagażu podręcznego.
Raj dla mnie.Nałogowego zakupoholika i maniaka dziwnych potraw.
Przyprawy.Świeżutkie, pakowane w dużych paczkach.
No i tanie jak barszcz.
Jedno warzywo , za które życie bym oddała.Bakłażan.Na zdjęciu trzy odmiany.
Ten biały to podobno tylko i wyłącznie rośnie na Santorini.
Jadłam w knajpie pod dwoma postaciami.Smażonego i jako pastę do kanapek.
Dziwne,śmieszne mini ogórki.Zdjęcie tego niestety nie oddaje.Były takie,że na ręce się mieściły.
Podobno też rosną tylko w Grecji.
Smak niestety taki sam jak normalnych ogórków szklarniowych.
Pomarańcze.Tak jak smaki z dzieciństwa pamięta się do końca swojego życia, tak smaku tych pomarańczy nie zapomnę również.
Niestety sprowadzane z Krety, bo prawie wszystko sprowadzają z warzyw i owoców.
Przepełnione słońcem,soczyste i miękkie.
Raj dla smakosza takiego jak i Ja.
Tragedią było dla mnie zauważenie tego produktu w dzień wylotu do Anglii.
Wyobrażam sobie tylko ten smak !
Chałwa.Smak obrzydzony w dzieciństwie.
Jadło się wtedy Werter's original,chałwę, misie Haribo,piło oranżadę i żuło mambę.
Nie przepadam, od boleści na coś słodkiego kupię i zjem.
Po pobycie w Turcji nie kupuję chałwy w Polsce, bo to też obok prawdziwej chałwy nawet nie leżało.
Ta - wyśmienita.Fantastyczne rozwiązanie w takim opakowaniu,tylko łyżki w niej do zestawu brakowało.Wyborna.Przywiozłam nawet ze sobą.
Na sam koniec rzecz najlepsza.
Herbatica. Według mnie ta jest najlepsza.
Fajnie zapakowana.
A że zaczynam przerzucać się na inny poziom herbatkowania tj. fusiasto -liściowego, to był strzał w dziesiątkę.Fajny kolor ma po zaparzeniu.
Za rok powtórka z rozrywki ???
Chyba tak !
Może tym razem na inną wyspę.
środa, 22 czerwca 2016
Idziemy na Podbrdo.
Naszą podróż zaczynamy od zejścia z ulicy ( nie powiem której bo nazwy nie znam -dopiero w tym roku ponazywali ulice w Medju ) i wejścia na, praktycznie pole. Zresztą takie tłumy w ta stronę idą zawsze,że każdy głupi trafi.
Ja na to mawiam nie droga na Podbrdo ale ''brązowa ścieżka'' z tego względu , iż kolor gleby jest brązowo -czerwony.
Na każdym kroku ludzie zaczepiają i chcą abyście cosik od nich kupili.
Ja kompletnie unikam kontaktu wzrokowego z tymi ludźmi. Przechodzę i udaję ,że nie słyszę.
Najgorzej jest podczas trwania festiwalu.
Ja na to mawiam nie droga na Podbrdo ale ''brązowa ścieżka'' z tego względu , iż kolor gleby jest brązowo -czerwony.
Na każdym kroku ludzie zaczepiają i chcą abyście cosik od nich kupili.
Ja kompletnie unikam kontaktu wzrokowego z tymi ludźmi. Przechodzę i udaję ,że nie słyszę.
Najgorzej jest podczas trwania festiwalu.
Idziemy sobie dalej.
Tak wyglądają typowe stoiska z dewocjonaliami.
I powoli wchodzimy na górę.
Kamyczki,ba! kamyki całkiem spore.Przeleciałam całe Podbrdo w japonkach dwa lata temu .
Pierwsza stacja, a raczej miejsce w którym powinniśmy się zatrzymać to brązowy krzyż.
Niektórzy ludzie wchodzą tędy na boso idąc w intencjach za coś,kogoś, odmawiając różaniec.
Pierwszy krzyż.
Brązowy krzyż. Tu Ivan miewa objawienia, wcześniej miała tu też Mirjana
Brązowy krzyż. Tu Ivan miewa objawienia, wcześniej miała tu też Mirjana
Pośrodku Podbrdo jest figurka Matki Boskiej.
Na końcu Podbrdo jest niebieski krzyż.
To tutaj Mirjana miewa objawienia.
Osobiście uwielbiam tu chodzić nocą.Rzadko kiedy nikogo tam nie ma.
Zazwyczaj siedzi tu grupka Włochów i odmawiają na głos różaniec.
Chadzam sobie rok w rok w granicach godziny 24 lub 1.
Obok niebieskiego krzyża, z boku jest drugi mniejszy.
Całej tajemnicy nie mogę za każdym razem zdradzać, bo co potem zobaczycie jak przyjedziecie ?
I o czym będę pisać?
Najpiękniej jest tutaj późnym wieczorem i wg mnie tylko podczas trwania Festiwalu, kiedy całe Podbrdo świeci się oraz gdy widać z daleka jak ludzie wchodzą na górę i świeca sobie drogę latarkami.
Moje skromne zdolności fotografowania niestety dalej nie potrafią uchwycić tego momentu.
niedziela, 19 czerwca 2016
O restauracjach w Medugorje.
Odwieczne pytanie każdego.
Gdzie dobrze zjeść.
Dotarliśmy już do naszego celu podróży,do danego miasta.
Jesteśmy głodni.
Co dalej?
Większości to obojętne, byle by był wolny stolik i było tanio.
Znajdujemy się w Medugorje.
Mieście gdzie nie ma nazw ulic, więc jak dla mnie ciężko będzie
Wam wytłumaczyć jak tam dojść.
Obeszłam praktycznie wszystkie knajpki i pizzerie.
Nigdzie nie znajdziemy tak dobrego smaku jak u ''Viktora''.
''Victor's'' pełna nazwa.
Piwko za 2 euro, pizza od 4 do 6 euro.
Dość duża, spokojnie najecie się w dwie osoby.Smak nie taki jak we
Włoszech czy Polsce, inny,bo przecież jesteśmy w innym państwie.Ale ujdzie.Tzn.
jest smaczna.Na cienkim cieście.Bośniacy nie dodają tylu dodatków i sera.Ale
jeśli chodzi o inne knajpy i smak,to u Viktora najlepsza.Sosu czosnkowego nie
posiadają w ogóle, więc nie raczcie się pytać, bo nie wiedzą co to jest.Trzeba
poprosić o keczup albo ichniejszy niezbyt dobry bo słony strasznie majonez ,
który tam zwie się ''majo''. Obsługa rewelacyjna, z roku na rok przyjeżdża
coraz więcej polaków, tak więc w ramach rozwijania biznesu, większość kelnerów
rozumie i UMIE mówić po polsku.A Menu jest w więcej niż 5 językach. Jak kelner
podchodzi to się pyta: ''Polski?Angielski?Włoski?''. Miłe to jest bardzo, iż
większość polaków ma problem z mówieniem po angielsku.Tu nie ma się czego
bać.Fakt karta menu troszkę śmieszy,bo wiadomo- nie można nigdy dosłownie
przetłumaczyć jednego języka na drugi.
Takim oto sposobem zamiast lazanii , mamy łazanie.
Właściciel knajpy, Viktor, widać go z daleka, stoi i obserwuje,podchodzi do klientów,pyta się czy smakowało.Czasami jak jest duży ruch,że też obsługuje ludzi.
Ja w zeszłym czekałam ponad 45 minut na stolik.Tak, aż tyle.
Po mszy i adoracji zawsze chodzimy coś zjeść jakoś o 22-23.Naszą
rewelacyjna knajpkę obok pensjonatu zamknęli z niewiadomych nam przyczyn, więc
przerzuciliśmy się na Viktora. Po mszach i tym podobnych każdy jest głodny, bo
fakt istotny,siedzisz na placu od południa do późnego wieczora.O wodzie
zazwyczaj tylko. Tak więc ruch jak na Marszałkowskiej w Warszawie, każdy się
pcha żeby jak najszybciej zjeść.A każdy wie, gdzie najlepiej to zrobić. U
Viktora! Większość zniechęconych czekaniem ludzi odchodzi, ja byłam wytrwała w
tym roku, tyle czekania...
Ale warto było, chciałam sprawdzić czy zeszłoroczna lazania dalej
jest tak dobra w tym roku.
Tu 2013 rok
Dalej 2014
W tym roku też postanowiliśmy spróbować czegoś innego,regionalnego
z Menu.
Koleżanka , która jeździ od 10 lat i która je tylko u Viktora
bardzo zachwalała tzw. owal wegetariański.
Cena, śmieszna, 5 euro.Czyli 20 złotych polskich.
Za co?
Co jest na talerzu?
Frytki,2 rodzaje sałaty, ryż, serek biały ( w smaku przypomina
masło pomazankowe te z Czech),pieczarki,kotlet z sera żółtego,3 plastry cukinii
grillowanej i papryki i pomidora.Wsio obsypane ich regionalnymi ziołami i
polane oliwą z oliwek.Do tego dostajesz mac zestaw na stojaczku : oliwa z
oliwek,ocet balsamiczny i ocet winny.Plus na osobnym talerzyku ich regionalny
chlebek, coś a la pita takie wielo-zbożowe z wybitym rysunkiem na tym
chlebku,wygląda to mega interesująco. Niestety zapomniałam zrobić zdjęcia.Za
rok się postaram!
Nie wiedziałyśmy, że to takie syte i zamówiłyśmy po jednej porcji z koleżanką na głowę.Nigdy więcej tego błędu nie popełnimy.Jedną porcją dwie osoby dosłownie i przepraszam za wyrażenie, nażrecie się jak świnie.Za całe 2,5 euro wtedy to wyjdzie.Gdzie tak tanio w Polsce zjesz?Nigdzie.
Zamieszczam tu linki gdzie możecie sobie sami wejść i zobaczyć.
Tymczasem jak tam dojść...?!!!
Stoicie ze Smartphonem w ręce pod kościołem w Medugorje.
I czytacie mnie w tej chwili.
Jak tam dojść? Kilka wskazówek.
1)W Medugorje są dwa sklepy o nazwie Namex. Ten mniejszy jest obok placu. Naprzeciw Namexa po drugiej stronie ulicy jakieś 100 metrów( może mniej) niżej jest Viktor.
2)Stoicie na placu. Kierujcie się do tak zwanego ''przejścia'' , wyjścia na ulicę, korytarzem ze sklepikami zaraz przy małej kaplicy. Wychodzicie tym przejściem i widzicie ulicę. Przejdźcie na druga stronę.Stoicie?OK.Teraz idziemy w górę tej ulicy.Miniecie jakieś 10 sklepików i będzie wisiała karteczka zielona z napisem ''Victor's''.To tu.To ta knajpka.
Teraz drugi obiekt westchnień,Restauracja Colombo.
Znajduje się naprzeciw kościoła Św. Jakuba.Zaraz za winklem.
Gdy stoicie twarzą naprzeciw kościoła to obróćcie się,żeby być
twarzą do ulicy. Przejdzie na drugą stronę ulicy i idźcie w prawo.Ciężko
znaleźć ta knajpkę, albowiem jest ona tak jakby na balkonie.My zawsze się tu
znajdywaliśmy.
Wiecie jak to jest,każdy się rozproszył na placu , każdy wyszedł z
pensjonatu na msze o innej porze, nikt nikogo potem nie może się znaleźć. A
przecież się umówiliście na jakieś żarełko ''po''.
Colombo zawsze był naszym punktem spotkań.A raczej '' na
balkonie'' tak mawiamy.
Spotkamy się ''na balkonie'' mówiliśmy.
No więc jak skręcimy w prawo to patrzmy się w górę,dosłownie,
ogromny balkon ze stolikami i zielonym baldachimem to Colombo.Jak dalej nie
możecie znaleźć, to na słupie z lampą jest znak restauracji i strzałka w lewo
gdzie trzeba iść. Przy wejściu do knajpki jest sklep ''Video Dani Shop''.To tu
można zdjęcia kupić z Festiwalu, wywołać coś na szybko i wiele innych rzeczy
zrobić.
Columbo jest ogromna knajpą, najczęściej przychodzą tu amerykanie
i irlandczycy.Kelnerzy perfekt po angielsku gadają, przystępne ceny, muzyczka w
tle, bardzo sterylnie czysto i można palić w środku nawet. Jest tu i pizza i
piwo, wszystko.
Najbardziej nam zasmakowały pyszne lody, a raczej puchar, 4 gałki
z bita śmietaną i wafelkami i sosami za całe 2 euro.
Wieczorem knajpa tętni życiem, też trzeba czekać na miejsce, piwo
i śmiech to nierozłączny widok tego miejsca.
W tym roku dostali znaczek/nagrodę z Trip Advisora!
Mam tylko zdjęcia ze znajomymi w Colombo , a nie chcę naruszać ich
prywatności, dlatego podam Wam linki, to sobie sami obejrzycie.
Colombo ma tez profil na fb i tam jest wiele zdjęć całej
Restauracji.
Mam nadzieję,że kiedyś też tam pójdziecie i zaznacie tego samego
co Ja!
P.S. Lazania u Viktora- najlepsza na świecie, nigdzie takiej nie jadłam, nawet we Włoszech!
A wegetariańska opcja lazanii też dobra, inna , warto spróbować.
Enjoy !
Subskrybuj:
Posty (Atom)